piątek, 1 maja 2015

Epilog

   -...Uderzenie osoby wiąże się z popełnieniem przestępstwa z naruszenia nietykalności cielesnej, określonego w art. 217 § 1 Kodeksu karnego, zgodnie z którym, „kto uderza człowieka lub w inny sposób narusza jego nietykalność cielesną, podlega grzywnie, karze ograniczenia wolności albo pozbawienia wolności do roku”. Jednakże oskarżeni są niepełnoletni, dlatego warunkowo zawieszam wykonanie kary na okres jednego roku. Jeśli po tym czasie sąd uzna, że oskarżeni powinni jednak odbyć karę, zostaną oni skazani na karę ograniczenia wolności przez osiem miesięcy. Koniec rozprawy.
   Odetchnąłem z ulgą. Feliks podbiegł do mnie z uśmiechem; złapał mnie pod rękę i wyszliśmy z sali.
   -Nie było tak, źle, co? - zapytałem. Blondyn w odpowiedzi pokiwał głową; przed rozpoczęciem rozprawy bardzo się denerwował. Szczerze mówiąc, ja też - z tym że ja potrafiłem to jakoś ukryć, by jeszcze bardziej nie straszyć Feliksa.
   -Ale tylko tyle? - powiedział rozczarowany chłopak. - W sumie nic im nie zrobili.
   -Dobre i to - pokręciłem głową. - Przynajmniej zrobią coś dla społeczeństwa, jeśli sąd uzna, że powinni. A coś czuję, że uzna. I...
   -Pośpieszmy się - przerwał mi Feliks. - Nie chcę na nich wpaść teraz! Zepsuliby mi humor do reszty, a przecież jeszcze mieliśmy sobie gdzieś wyjść!
   Teraz to ja się zaśmiałem.
   -Tak, racja.
   Był piękny dzień; ciepło, jasno, spokojnie - zima minęła na dobre i nareszcie zaczęło się prawdziwe lato. Wszystko, co działo się w zimie, było już tylko wspomnieniem.
   Trzydziesty lipca.
   Wcześniejsza rozprawa sądowa była niemożliwa, bo Feliks był w szpitalu - na szczęście udało mu się jakoś pogodzić zdrowienie i uczenie się, dzięki czemu spokojnie zdał, tak jak i ja. Teraz mogliśmy cieszyć się latem - moi rodzice byli potrzebni na rozprawie, ale obiecali, że gdy tylko skończy się postępowanie, wyjadą z domu nad morze, a mama Feliksa zmyła się zaraz po tym, jak blondyn doszedł do zdrowia - innymi słowy mieliśmy nie jeden, a dwa domy, w których moglibyśmy razem nic nie robić.
   Dobrze, to było trochę przesadzone - Arthur cały czas gonił wszystkich członków z zespołów, byśmy pracowali ciężej, skoro mamy tyle wolnego czasu. Wszyscy zaczynaliśmy już coś podejrzewać, bo ostatnio latał wściekły na wszystkich dookoła, co zawsze znaczyło, że coś się dzieje, ale zielonowłosy nie chciał nam nic zdradzić.
   Byłem ciekaw, co dalej z Arthurem i Alfredem - czy oni faktycznie mają się ku sobie? Podzieliłem się moimi rozmyśleniami z Feliksem i tak spacerowaliśmy ulicami, zajadając lody.
   -To miałoby sens - przyznał blondyn, zlizując czekoladę w bardzo sugestywny sposób. - No wiesz, w końcu Alfred cały czas się do niego klei… A Arthur trochę poburczy, żeby się odwalił, ale generalnie nie jest dla niego wredny.
   -Racja. I w sumie słodko by wyglądali razem - mruknąłem. Feliks popatrzył na mnie, zdziwiony, i wybuchnął śmiechem.
   -No co?!
   -Wartość twoich argumentów jest powalająca! Myśl trochę bardziej jak ścisłowiec!
   -A ty trochę bardziej jak human - warknąłem. - Nigdy nie znajdziesz sobie pracy z takimi zainteresowaniami!
   Blondyn przestał się śmiać, ale uśmiech na jego twarzy pozostał.
   -Wiesz… - powiedział powoli. - Myślałem trochę.
   -Łał - mruknąłem. -  Coś nowego.
   -Nie przerywaj mi! W każdym razie… - odwrócił wzrok i złapał mnie za rękę. - Fajnie by było mieszkać razem, jak skończymy liceum i pójdziemy na studia.
   -Dobry pomysł. Mogę wziąć jakąś robotę teraz, na lato, a potem sobie gdzieś dorabiać podczas roku szkolnego i będziemy mogli sobie coś wynająć - zaoferowałem się.
   -Nie - przerwał mi Feliks. - Jeśli chodzi o kasę, to nie narzekam na brak, nie musisz pracować… Ale dzięki - ścisnął mocniej moją dłoń. - Chodziło mi bardziej o to, że…
   Zarumienił się cały. Nigdy nie widziałem go w takim stanie.
   -Feliks, o co…
   Zanim zdążyłem zrobić cokolwiek, chłopak ukląkł przede mną. Ludzie na ulicy zaczęli się na nas oglądać.
   -Toris - powiedział uroczyście blondyn, podnosząc na mnie wzrok. - Czy wyjdziesz za mnie?
   Co.
   ŻE COOO?!
  -F-Feliks! - mój głos drżał. - Czy to nie przypadkiem ja  jestem tą męską połówką w naszym związku?!
   -Jesteś idiotą! - wrzasnął blondyn. - Nie chciałeś mi się oświadczyć, to ja to musiałem zrobić.
   -Nie jesteśmy jeszcze pełnoletni! I w tym kraju nie możemy wziąć ślubu!
   -Walić to! Chcę wiedzieć, czy za mnie wyjdziesz!
   -Feliks…
   -Odpowiadaj!
   Ludzie na ulicy patrzyli się na nas jak na wariatów.
   W sumie faktycznie oszaleliśmy.
   -Tak.
   -Kocham cię, idioto.



***



   -...no i w sumie skończyło sie na tym, że obaj nosimy pierścionki zaręczynowe, bo musiałem mu się jeszcze raz oświadczyć.
   -Acha - mruknął Arthur, który udawał, że nic go to nie obchodzi. - A teraz weź się porządnie do rozgrzewania głosu, okej? Nie chcę, żebyś nawalił tak, jak wczoraj na próbie. Popracuj nad wyższymi dźwiękami.
   -Weź nie marudź! Jestem zaręczony, cholera!
   -Daj rzesz chłopakowi spokój, mon Dieu - odezwał się Francuz. - Jest szczęśliwy, że znalazł swoją drugą połówkę. Ty też powinieneś!
   -Taa… Nawet jeśli umawiałbym się z jakimś okropnym, głośnym i dziecinnym Amerykaninem, który cały czas tylko żre hamburgery i ma okropny akcent, to nie robiłbym z tego afery - warknął Arthur.
   Wymieniliśmy spojrzenia z Francuzem i jednocześnie uśmiechnęliśmy się.
   -No co?! - wrzasnął Anglik.
   -Ha, podejrzewaliśmy to jakiś czas - wyszczerzyłem zęby.
   -No, no… A więc nasz Arthurek zaczyna dorastać! - Francuz puścił do niego oko, przez co Anglik jeszcze bardziej się najeżył.
   -Ja wam zamawiam koncerty, a wy się jeszcze ze mnie śmiejecie?! - wrzasnął. Zamrugałem oczami.
   -Jaki koncert? - zapytałem, zdezorientowany.
   Na twarzy Arthura można było zobaczyć nieukrywane zadowolenie z siebie.
   -Udało mi się załatwić nam prawdziwy koncert, na scenie, z dużą publicznością i tym podobne. Będziemy zespołem występującym przed innym, bardziej znanym, ale zawsze coś!
   -Duża publiczność… No, to nam się przyda - przyznał Francuz. - Gratuluję, Arthurze, wreszcie zrobiłeś coś sensownego.
   -ŻE CO?! TY WREDNY…
   Jak zawsze musiałem ich rozdzielić, by nie zrobili sobie krzywdy, ale w głębi serca krzyczałem z radości.
   Możliwe, że uda nam się zdobyć większą popularność. Możliwe, że uda nam się wybić.
   Możliwe, że wszystko się zmieni.

   Zaczynało się coś nowego - nowy rozdział w naszej opowieści zwanej życiem.


___
Witam!
To opowiadanie jest już oficjalnie zakończone. Jak je oceniacie? Proszę o komentarze :D
Mam zamiar pisać w najbliższym czasie dwa dłuższe opowiadania oraz parę one-shotów, i tutaj pojawia się pytanie: czy waćpaństwo chcą, bym założyła jedną stronę ze wszystkim, czy żebym stworzyła jeszcze trzy strony - po jednej na opowiadania i jedną na one-shoty?
Dziękuję, że wytrwaliście ze mną tak długo - że motywowaliście mnie do pracy i sprawiali, że nie zostawiłem tego niedokończonego. Miłego dnia lub wieczoru! :)

3 komentarze:

  1. Według mnie lepiej byłoby, gdybyś wszystkie opowiadania miała na jednym blogu. Musiałabyś tylko zmienić nazwę, chyba, że dalej będziesz pisać o Torisie xD Poza tym, świetna końcówka, czekam na dalsze opowiadania :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Myślę, że żeby nie było zamieszania lepiej umieścić je na jednym blogu. A co do opowiadania to świetne. *-* Szkoda, że już koniec. Czekam na kolejne <3

    OdpowiedzUsuń
  3. Przeczytałam to już trzeci raz, naprawdę, ale za każdym razem byłam i jestem pod wrażeniem. Nie mogę się powstrzymać przed napisaniem tego komentarza, mimo że go nie zobaczysz zbyt szybko, tak myślę. Ale... To opowiadanie, mimo że niezbyt długie, po prostu uwielbiam. Twój sposób pisania jest wspaniały, jednocześnie zabawny i beztroski, że tak to ujmę, a jednocześnie bardzo łatwo jest się wczuć w głównego bohatera, łatwo poczuć to co on czuje. Śmiałam się nie raz, płakałam, myślę że to wystarczający dowód. Mimo kilku, praktycznie nic nie znaczących błędów, jestem w stanie to powtarzać w nieskończoność. Kocham tą historię, kocham twoją wersję Torisa i Feliksa, oraz innych bohaterów. Nie wychodzę z podziwu, że tak łatwo owinęłaś sobie mnie wokół palca tym opowiadaniem, które zawiera też bardzo dużo z prawdziwego życia. Mówię to jako osoba... inna, powiedzmy zbliżona tym do Feliksa. Czuję się, jakby to byłą prawdziwa historia realnych ludzi, tylko pod innymi imionami, serio. Śmieszne w tym jest to, że ja nawet nigdy nie obejrzałam Hetalii, więc nie trafiłam tu przez fandom. To jeden z moich ulubionych blogów i będę się go trzymać po wsze czasy, nigdy nie zapomnę tego, co tu przeczytałam, bo po prostu się nie da. Gdybym mogła, kupiłabym książkę i postawiła na specjalnej półce, i tak, mam specjalną półkę na książki, które kiedyś były blogami. Jest ich całkiem sporo, to widać, jak się je zbiera. Naprawdę chciałabym, żebyś wydała kiedyś Przypadki Torisa, albo inne opowiadanie, przynajmniej masz już jedną fankę.
    Kiedyś tu wrócę (znowu!), ale już raczej nie będę komentować. Co za dużo, to niezdrowo, prawda?
    Nie wiem właściwie, czemu napisałam ten, po prostu... Mam do tego opowiadanie sentyment, zwłaszcza, że pojawił się w czasie, kiedy było ze mną... jakby to... Źle. Chyba chciałam, żebyś z jakiś nieznanych mi w dalszym ciągu powodów wiedziała, że dzięki temu, co tworzyłaś w tamtym czasie, oderwałaś mnie choć na chwilę od rzeczywistości. Jestem ci zwyczajnie za to wdzięczna i tyle.
    Pozdrawiam, Ania aka AmebaQ

    OdpowiedzUsuń