Andrzej Duda raźnym krokiem wszedł do swojego gabinetu prezydenckiego. Tak,
teraz z dumą mógł powiedzieć, że ten szczególny kawałek
podłogi był jego; wygrał te cholerne wybory i pobił Bronka.
Walić, że obiecał mnóstwo rzeczy - głupi lud i tak nic nie
zauważy.
Tak,
Andrzej miał naprawdę powody do dumy. Ale nie miał powodów do
zaskoczenia… aż do teraz.
- No
siemka! - wrzasnął niski blondyn, beztrosko majtając nogami,
siedząc na biurku prezydenta. I nawet nie było ważne, dlaczego ten
akurat blondyn z beztroskim
wyrazem twarzy wlazł
do jednego z najbardziej strzeżonych pomieszczeń kraju; po głowie
prezydenta chodziły raczej pytania w stylu: Dlaczego
on ma spódnicę?
- Ooo,
to ty jesteś Andżej Duda? - zapytał chłopak, zeskakując z
biurka;
świeżo upieczony
prezydent był pewien,
że blondyn faktycznie powiedział “Andżej”. - Jeeeej! Może
nareszcie
ktoś wyciągnie mnie z tej
dziury budżetowej.
Totalnie!
Blondyn
przytulił się do Dudy. Prezydent był, lekko mówiąc, zdziwiony.
- Przepraszam…
- mruknął w końcu Andrzej, odklejając od siebie chłopaka - ale,
kim ty do diabła jesteś?!
- Jestem
Polska! - blondyn popatrzył wojowniczo, i kompletnie nie
przeszkadzało mu to, że od prezydenta był niższy o jakieś
dziesięć centymetrów. - Totalnie najbardziej zafelisty kraj
świata! A ty masz mi pomóc, no nie?
- A…
acha - odpowiedział po dłuższym namyśle Duda, jednocześnie
szukając przycisku wzywającego ochronę. Zanim jednak zdążył
wezwać komandosów, do środka wparował były pan prezydent -
Bronisław Komorowski.
- Bronek,
co ty tu do cholery robisz?! - oburzył się blondyn. - Obiecałeś,
że nie będziesz mi przeszkadzał, jak będę witał nowego!
- Kurde,
Feliks! - wkurzył się były prezydent. - Nie widzisz, że ten tu to
idiota? Dlatego właśnie tak bardzo zależało mi, żeby utrzymać
się jeszcze jedną kadencję! Ten tu wsadzi cię do czubków i
dopiero będzie afera!
- A
tam, nic mi się nie stanie! - prychnął blondyn; zdezorientowany
Duda patrzył się to na Bronisława, to na Feliksa. - Specjalnie
założyłem spódnicę, dla jaj, kurde, a ty niszczysz moje wejście
smoka. Jak ci nie wstyd!
Bronisław
miał mu coś odwarknąć, ale Duda psychicznie nie wytrzymał.
- Co
się tu, kurwa, dzieje?!
- Wyrażaj
się! - mruknął Feliks, a Bronek westchnął.
- Ten
tu - Bronisław wskazał palcem na Feliksa, który zaczął bawić
się jakimś długopisem - to personifikacja Polski.
Duda
chwilę patrzył się na Bronisława w milczeniu. Po pewnym czasie
wydukał:
- Serio?
- No.
- I
będziemy pracować razem przez caaaałą twoją kadencję! -
uśmiechnął się do Dudy Feliks, by dodać mu odwagi.
Nie
pomogło.
- W
co ja się wpakowałem - jęknął Duda; jego duma z zostania
prezydentem gdzieś się ulotniła.
- No
i dlatego mówiłem ci, żebyś nie startował w wyborach -
przewrócił oczami Bronek.
Polska
rzucił długopisem w Dudę.
- Do
roboty!
I wtedy Andrzej Duda po raz pierwszy pożałował, że wybrano go na prezydenta.
----
Wróciłam, żyję! Jutro nowy rozdział "Za daleko..." , a na razie przemyślenia o wyborach.
Serio, tylko taki obraz przychodził mi do głowy, gdy usłyszałam wyniki... xD
W każdym razie -zapraszam do komentowania i ciao! :D
Haha świetny pomysł na taki fanfik. Świetne XDD
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńNareszcie coś pozytywnego po wyborach, już mnie męczą te jęki, zawodzenia i narzekania XD OMG jak ja kocham ten fandom <3
OdpowiedzUsuńSorki, że czytam dopiero dzień później, ale nie miałam neta ;-; Skandal!
OdpowiedzUsuńAle jestem, przeczytałam i jak zwykle, nie jestem zawiedziona :P A nawet na odwrót, cieszę się, że w końcu wróciłaś i napisałaś coś tak fajnego!
Czekam na dzisiejsze "Za daleko..." :D