Grzech
pierworodny nie polegał na tym, że Ewa zjadła jabłko, tylko że
podzieliła się z Adamem, aby ze swoim odkryciem nie czuć się
samotna.
Paulo
Coelho, Jedenaście
minut
Jestem
ciekawy, kiedy zacząłem uciekać.
To
śmieszne - na początku człowiek tego nie zauważa, a potem - bum!
- wchodzi ci to w nawyk tak bardzo, że nie da się już tego
uniknąć, i nawet gdy wszyscy mówią ci, że musisz stanąć do
walki - uciekasz. Za każdym razem uciekasz.
Moja
rodzina była jedną z tych tak zwanych “dobrych” - piękna
matka, ambitny ojciec wspinający się po szczeblach kariery, oraz -
oczywiście - dwójka pięknych, cudownych dzieci. Nie mogło być
inaczej - wszystko musiało być perfekcyjne, łącznie ze mną i
Alfredem.
Z
moim bratem jakoś się udawało; miał w sobie coś takiego, że
zwracał na siebie uwagę, nawet gdy specjalnie się o to nie starał.
Był ulubieńcem wszystkim, gwiazdą szkoły - był naprawdę świetny
we wszystkim, czego tylko się podjął. Idealny syn.
Ze
mną było coś nie tak - jakkolwiek bym się nie starał, nikt nie
zwracał na mnie uwagi; nawet gdy udawało mi się zabłysnąć,
szybko o mnie zapominano.
Nienawidziłem
tego.
Po
pewnym czasie zaczęło mi to kompletnie zwisać - ci wszyscy idioci,
którzy chcieli, żebym był taki, jak Alfred, nie byli warci mojego
czasu. Znalazłem sobie inne zajęcia, niż próby dogodzenia im
wszystkim.
Nawet
się już z tym wszystkim pogodziłem - z tym, że będę zawsze tym
drugim
synek
- gdy zdarzyło
się coś, co kompletnie wywaliło mój świat do góry nogami.
Okazało
się, że Alfred umawia się z facetem.
Najpierw
rodzice potraktowali to jako żart - to było niemożliwe, żeby ich
idealny synek stał się nie taki, jakby chcieli. Dopiero kiedy
Alfred przedstawił im Arthura - jego chłopaka - rozpętało się
piekło.
Kochani
rodzice nie wytrzymali presji i wywalili go z domu - nie
życzyli
sobie,
by niszczył ich idealną rodzinkę - tą iluzję, w której wszyscy
żyliśmy; którą się truliśmy.
Odczuwałem
jakąś mściwą satysfakcję, że ten pupilek wszystkich okazał się
nie tak idealny, jak uważali, ale z drugiej strony…
Nawet
go podziwiałem za to, że był w stanie sprzeciwić się wszystkim i
zrobić co chciał. Ja nie miałem tyle odwagi. Nigdy.
W
każdym razie… Myślałem, że po tym wszystko się ułoży.
Niestety, nie było tak miło i przyjemnie, jakbym chciał.
Jakkolwiek
bym się nie starał, i tak byłem niewidzialny
-
dosłownie, bo naprawdę nikt mnie nie zauważał… A zwłaszcza
osoba, którą błagałem w myślach, by choć troszeczkę zwróciła
na mnie uwagę.
Francis.
Byłem
zszokowany, gdy tylko odkryłem, co do niego tak dokładnie czułem -
zakochałem się właściwie bez żadnego powodu, bez sensu,
idiotycznie. I siebie za to też znienawidziłem; okazałem się taki
sam, jak Alfred, tylko jeszcze gorszy.
I
zacząłem uciekać - najpierw na imprezy, gdzie podłapałem łatwy
sposób na uspokojenie się - hasz. Śmieszna sprawa; żadne leki
antydepresyjne mi nigdy nie pomagały, a to zadziałało od razu -
nareszcie zacząłem się choć trochę odprężać.
Ale
to był początek, bo w sumie jak można wytrzymać na czymś tak
słabym? Po pewnym czasie przyzwyczaiłem się i nie było już tak
dobrze, no i wziąłem coś mocniejszego…
Gdy
tylko rodzice zaczęli coś podejrzewać, stwierdziłem, że należy
szybko ziewać, bo mnie też
wywalą
z domu. Nie zrozumcie mnie źle - mimo wszystko kochałem ich, ale
znałem ich pogląd na takie rzeczy.
Musiałem
znowu uciekać.
Poprosiłem
o pomoc Gilberta - usłyszałem mimochodem, jak mówiono o tym, że
dostał jakieś duże mieszkanie, więc poprosiłem go, by pozwolił
mi u siebie zostać. W sumie nie spodziewałem się, że się zgodzi…
ale to zrobił.
Żyć,
nie umierać.
Zostanę
tu tak długo, jak będę musiał, a potem się wyniosę i zapomnimy
o sprawie - i mi, i jemu będzie z tym lepiej; nikt nie chce znać
ćpuna.
***
Musiałem
odlecieć na dłuższy czas - pamiętałem, jak wziąłem dawkę
hery, ale co było dalej? Miałem tylko jakieś zamazane
wspomnienia, które za nic nie umaiły poskładać się w jakąś
sensowną całość…
Tak,
jakbym się upił, ale bez kaca. Super.
Otworzyłem
oczy - leżałem na łóżku Gilberta, co mnie zdziwiło; przecież
zakazał mi spać na jego łóżku już w pierwszym dniu, gdy się do
niego wprowadziłem!
Chciałem
wstać z łóżka, ale zanim zdążyłem wykonać jakikolwiek ruch,
białowłosy wszedł do pokoju. Jego twarz powiedziała mi wszystko.
On
wie,
pomyślałem z dziwną obojętnością, jakby
było mi już
wszystko jedno…
W
sumie było.
-Siemka
- wyszczerzyłem się do niego bezczelnie. - Jak tam?
Nie
odpowiedział, tylko dalej się na mnie patrzył karcącym wzrokiem z
założonymi rękami; sprawiło to, że poczułem się nieswojo -
byłoby lepiej, żeby po prostu na mnie nawrzeszczał. Do tego byłem
przyzwyczajony. Ale takie stanie i gapienie się - o, to było coś
nowego, czego się nie spodziewałem.
-Co
tak się gapisz? - jeszcze bardziej poszerzyłem uśmiech. - Mogę ci
odstąpić działkę, jeśli chcesz…
-Przykro
mi cię rozczarować, ale nie jestem tak głupi jak ty - wycedził
Gilbert. Jego czerwone oczy były okropne - wyglądały strasznie
nienaturalnie, a do tego sprawiały wrażenie dzikich;
jakby Gil był nie człowiekiem, a wściekłym wilkiem, czekającym
tylko, żeby rozszarpać
nieostrożnego dzieciaczka w lesie.
Z
drugiej strony wiedziałem, że to tylko przykrywka - pod tym całym
mrocznym ubrankiem i wyglądem rodem z horroru ukrywał się
najzwyklejszy w świecie chłopak, który po prostu dopasowywał się
do wyobrażenia innych o nim - ot, samospełniająca się
przepowiednia; ludzie myśleli, że jest chuliganem i wandalem - bum,
Gilbert zachowywał się dokładnie tak, jak się spodziewali, ale
bynajmniej nie z własnej woli.
W
sumie byliśmy całkiem do siebie podobni - ja, chowający się w
kącie i warczący na każdego, kto się zbliży, on - udający
macho.
Nie
umiałem tylko rozpracować, kim on był tak naprawdę, ale w sumie
nic mnie to nie obchodziło - ważne było tylko to, by dał mi u
siebie zamieszkać na parę tygodni. Zgodził się. Koniec historii.
Nie
planowałem tylko, by się dowiedział, że daję sobie w żyłę -
może mu coś strzelić do głowy i zacznie o tym mówić, a ja będę
miał przerąbane; muszę to inteligentnie rozegrać - tak, by dał
mi święty spokój i nie pchał nosa w nie swoje sprawy.
-Bla
bla bla - przewróciłem oczami i usiadłem na łóżku.
Przeciągnąłem się. - Jestem cholernie głodny, jest coś jeszcze
w lodówce?
-Nie
zmieniaj tematu! - wrzasnął, a ja wyczułem w jego głosie coś
dziwnego; nie panikę, ale coś bardzo, bardzo bliskiego. Jakby się
bał, ale nawet nie widział, czego. - Masz problem i nie próbuj mi
wmówić, że jest inaczej.
-Nie
mam żadnego problemu.
-Taak?
- zapytał ironicznie. - Ćpasz! Do cholery, ćpasz!
-Łaał,
nie widziałem. Dzięki za informacje, panie reporter.
-Przestań!
- warknął po raz kolejny; był już porządnie zdenerwowany.
Dobrze. Teraz trzeba było go uspokoić.
-Gil,
wiesz, to tylko tak jeden raz. Nie bój się, nic mi się nie sta…
-NIE
MÓW NA MNIE “GIL”!
-
wrzasnął niespodziewanie, aż się przestraszyłem; o co mu mogło
chodzić?
-Ej,
spokojnie - mruknąłem, podnosząc dłonie do góry w geście
poddania się. - Zrozumiałem, nie ma powodu wrzeszczeć.
Oddychał
ciężko, jego oczy przygasły.
-Prze-przepraszam
- burknął w stronę podłogi. - Po prostu… Przypomniałeś mi
coś.
-Zgaduję,
że nieprzyjemnego.
-Nie
twoja sprawa!
-No
i widzisz, mówisz mi, że to nie moja sprawa, a ja mam ci się ze
wszystkiego zwierzać, tak? - wzruszyłem ramionami. - I jak ty niby
chcesz ze mną gadać, jak sam tylko wymagasz, a nic nie robisz, hę?
Nie
odpowiedział - dalej tylko wpatrywał się w podłogę, jakby
okazała się nader interesującym obiektem badań.
-Okej
- odpowiedział tylko. - Pamiętaj tylko… Jeszcze jeden raz zrobisz
coś takiego, i wywalę cię stąd. Nie żartuję.
-Nie
wątpię - pokiwałem głową z udawaną powagą. - To był ostatni
raz, słowo.
Nic
nie powiedział, tylko wyszedł z pokoju, zostawiając mnie samego z
moimi myślami.
Ciekawe,
czemu zareagował tak żywiołowo na proste zdrobnienie jego imienia.
Coś faktycznie musiało być na rzeczy…
Ale
ja nie byłem wredny, tak jak on - umiałem uszanować prywatność
drugiego człowieka i nie miałem zamiaru wybadać, o co chodzi. Czy
Gilbert ma jakieś trupy w szafie czy nie, to jego prywatna sprawa, i
mam nadzieję, że zrozumie, że to, że u niego mieszkam, nie znaczy
jeszcze, że musimy zwierzać się sobie ze swoich sekretów…
Chociaż największy mój sekret on już w sumie znał… Moje dwa
sekrety - Francisa i herę.
W
sumie to nic strasznego, wpasowuję się w statystykę - ponad 27
milionów ludzi na świecie bierze, więc w sumie mieszczę się w
normie. I bardzo dobrze,
Uspokoję
rodziców i wracam. Wracam do zajebistego, idealnego życia, w którym
wszyscy zgodnie udajemy, że żyje się nam zajebiście.
I
tak właśnie funkcjonuje ten świat - każdego dnia oszukujemy,
jeśli nie siebie, to wszystkich innych.
Tak,
czuję się dobrze.
Tak,
wszystko w porządku, czemu pytasz?
Nic,
tylko mi się coś zdawało… Udawajmy dalej, że nic ci nie
jest, a ja dalej będę udawał, że mi zależy, żeby ci pomóc,
dobrze?
Nienawidzę
tego. Nienawidzę.
Dzisiaj
oleję szkołę - poradzę sobie bez niej, i tak nikt nawet nie
zauważy różnicy - mogę równie dobrze pójść na jakąkolwiek
imprezę i udawać, że się tam dobrze bawię. Wezmę dawkę tam -
nie ma co drażnić Gilberta.
Idealnie.
***
jeśli
tematem sztuki
będzie
dzbanek rozbity
mała
rozbita dusza
z
wielkim żalem nad sobą
to
co po nas zostanie
będzie
jak płacz kochanków
w
małym brudnym hotelu
kiedy
świtają tapety
Zbigniew
Herbert, Dlaczego
klasycy
___
I jest - świeżutki, nowy rozdzialik! :D Mam nadzieję, że podoba się Wam opowiadanie - wiem, trochę ciężkie... W każdym razie- czekam na komentarze. Miłego wieczoru lub dnia!
___
I jest - świeżutki, nowy rozdzialik! :D Mam nadzieję, że podoba się Wam opowiadanie - wiem, trochę ciężkie... W każdym razie- czekam na komentarze. Miłego wieczoru lub dnia!
Zaczyna mnie coraz bardziej ciekawić co dręczy Gilberta *o*
OdpowiedzUsuńZa krótkie! Wracam do domu, cieszę się, że nowy rozdzialik i tu... Dup! Przeczytałam w 10 minut :( Wkręcić się na całego przez parę minut to albo głupota z mojej strony, albo geniusz z twojej. Może być też to i to xD Czekam na kolejny rozdział, więc szybko go napisz, PROSZĘ!
OdpowiedzUsuń