czwartek, 24 września 2015

Dialog prawie filozoficzny [Opowiadanie własne]


Opowiadanie własne. Niefandomowo, ale czasem trzeba spróbować czegoś innego... W każdym razie - zapraszam.


Śniła mi się we śnie rzeczywistość. Z jaką ulgą się obudziłem!”
Stanisław Jerzy Lec

   Dziwny, pomyślał Louis.
   Nie powinien tak myśleć. To nie było profesjonalne. Powinien raczej pomyśleć: „Ciekawy przypadek”, coś w tym stylu. Ale jego podświadomość zbuntowała się i przemyciła do świadomości to stwierdzenie, bądź co bądź – trafne.
   Rzecz w tym, że pacjent Luisa na pierwszy rzut oka wcale nie wyglądał na kogoś dziwnego. Ot, zwykły facet po sześćdziesiątce, siwiejący, w szarym, nijakim swetrze z golfem. Zmarszczki w kącikach oczu pogłębiały się, gdy się uśmiechał, a uśmiechał się prawie przez cały czas. Sprawiał wrażenie normalnego, spokojnego faceta, który już zrobił w życiu swoje i teraz tylko czeka na emeryturę.
   Louis nie mógł się nadziwić, jak bardzo pozory mogą mylić.
   - Więc… - zaczął Louis - …twierdzi pan, że pochodzi pan z innego świata?
   - Nie twierdzę – zganił go łagodnie pacjent. – Tak jest.
   Louis odchylił się w krześle.
   - I nie ma pan zamiaru powiedzieć mi swojego imienia?
   - Po co? - Pacjent uśmiechnął się promiennie. - Przecież i tak niedługo opuszczę to miejsce.
   - Nie sądzę – prychnął Louis. Gość zaczynał już działać mu na nerwy. - Jeśli będzie się pan tak dalej zachowywał, zamkną pana w szpitalu psychiatrycznym.
   - Nie, nie, nie! - Zaśmiał się pacjent. - Nie chodzi mi o miejsce w sensie stricte fizycznym.
   - Czyli?
   - Ten świat mi jak na razie nie odpowiada. Choć, muszę przyznać, jest zabawny.
   - Zabawny? - dopytywał się Louis. Tego wymagała etykieta psychiatry. Gdyby tylko mógł, od razu wsadziłby tego faceta do pokoju bez klamek.
   - Tak. Bardzo zabawny. - Co go tak śmieszy?, zastanawiał się Louis. - Ludzie są zabawni.
   - Dlaczego pan tak twierdzi?
   - No i znowu! - Pacjent przewrócił oczami. - Nie mógłbyś mówić normalnie? Nie twierdzę, to nie teza, którą można udowodnić lub obalić. To są fakty, lite fakty.
   - Nie sądzę – warknął Louis. - Próbuje mi pan wmówić, że jest pan z innego świata. To brzmi niedorzecznie!
   Louis nie wiedział, dlaczego tak się zachowuje. Przez całe dwadzieścia lat kariery zawodowej sprawował się nienagannie – był to główny powód, dla którego stał się tak prestiżowym psychiatrą. Uprzejmy. Taktowny. Tymi słowami zwykle go opisywano. Był sprytny, na podstawie czystej dedukcji potrafił udowodnić wszystkim pacjentom, że ich wymyślone światy to iluzje.
   Ale nie tym razem. Ten facet był święcie przekonany o tym, że to, co mówi, jest prawdą… A Louis nie mógł dowieść tego, że jest inaczej, i denerwowało go to.
   Pacjent uniósł brew ze zdziwienia.
   - Niedorzeczne? - mruknął. - Może. Dla ludzi ograniczonych na pewno brzmi to niedorzeczne.
   - Ograniczonych?! Nie ograniczonych, tylko po prostu myślących! - prawie wrzeszczał Louis. Nigdy mu się to jeszcze nie zdarzyło, ale teraz czuł palącą potrzebę, by pokazać temu facetowi jak bardzo się myli.
   - Myślenie to rzecz względna. - Dlaczego on cały czas się uśmiecha? - Bawi mnie twoje podejście. Pokazuje, że jesteś osobą twardo stąpającą po ziemi… Trochę za twardo. Nie akceptujesz niczego, co odstaje od normy, zmieniasz to. Dlatego zostałeś psychiatrą, prawda?
   - Nie pański interes.
   - W co wierzysz, Louis?
   - W naukę – odpowiedział bez wahania. - W fakty.
   - Czyli w rzeczy, które można bardzo łatwo obalić.
   - Jak masz zamiar obalić fakt, że Ziemia jest okrągła? - prychnął Louis.
   - A widziałeś kiedyś Ziemię?
   - Tak, zdjęcia. I była okrągła.
   - Ale czy widziałeś własnymi oczami? A nawet jakbyś widział, to jak dowiedziesz, że to prawda?
   - To oczywiste. Jeśli coś widzę, to tak jest.
   - Tu się mylisz, Louis… Tu się mylisz. - Pacjent uśmiechnął się pod nosem, jak dorosły tłumaczący dziecku tabliczkę mnożenia.
   - Nie – warknął Louis. - Ziemia jest okrągła. To fakt.
   - Zmysły można oszukać. To fakt.
   - Ach, czyli twierdzisz, że Ziemia jest płaska? - zapytał psychiatra. Świr, bez dwóch zdań.
   - Nie, nie twierdzę – zaprzeczył łagodnie pacjent. - Po prostu dopuszczam taką możliwość.
   Louis uśmiechnął się pogardliwie.
   - Za to mogą już pana zamknąć, wie pan?
   - Tak, ludzie zawsze wykazywali skłonności do uznawania za obłąkanych tych, którzy myśleli inaczej – potaknął. - To jest właśnie śmieszne… Negujemy, zamiast samemu myśleć, i zasłaniamy się czymś, co potocznie nazywa się „zdrowym rozsądkiem”.
   - To irracjonalne.
   - Nie, nie jest. Irracjonalne jest to, że w ogóle tu jesteśmy i rozmawiamy, nie uważa pan?
   - Nie.
   - W porządku. Każdemu się zdarza.
   Louis miał ochotę walnąć tego faceta czymś ciężkim. W jakiś sposób zachowanie tego pacjenta doprowadzało go do białej gorączki.
   - Mówi pan głupoty.
   - Wręcz przeciwnie, uważam, że mówię całkiem mądre rzeczy. Bo, jakby się zastanowić, to to, że siedzę tu i rozmawiam z panem, nie jest wcale tak oczywiste, jak by się mogło zdawać.
   - O co ci chodzi?
   - Louis, czy czujesz się prawdziwy?
   Dyplomowany psychiatra westchnął.
   - Jak najbardziej.
   - No widzisz, przyjąłeś za pewnik coś, co wcale nie jest takie oczywiste. Bo jeśli przyjmiemy, że to wszystko rozgrywa się w mojej świadomości, to wcale pana nie ma, nie ma tego wygodnego fotela i uroczej tapety w niebieskie kwiatki. Wszystko, absolutnie wszystko, jest wytworem naszej – mojej - wyobraźni.
   - To niedorzeczne. Przecież wiem, że istnieję.
   - Ale ja nie wiem, czy ty istniejesz. Wiem tylko, że ja sam istnieję. Wiesz dlaczego, Louis?
   - Nie.
   Pacjent popukał się palcem w czoło.
   - Tu, Louis, tkwi rozwiązanie. Myślę. A jeśli myślę, to znaczy, że istnieję. I tylko tego mogę być pewien. Bo może okazać się, że cały świat jest tylko wytworem mojej wyobraźni.
   - Ale mówiłeś, że jesteś z innego świata – powiedział Louis, znajdując wreszcie jakiś punkt zaczepienia. - Jeśli nie jesteś pewien, czy ten świat istnieje, to dlaczego jesteś pewien, że tamten istnieje?
   - Nie jestem pewien. Po prostu przyjmuję, że tak jest, ale dopuszczam też inne opcje – Pacjent wzruszył ramionami.
   - Skąd pan wie, że ta rzeczywistość jest fałszywa? - uderzył Louis.
   - A skąd pan wie, że nie?
   - To niedorzeczne. Możemy tak gadać do jutra. Przecież nie ma odpowiedzi na to pytanie!
   - W takim razie czemu pan je zadaje?
   - To pan je zadał!
   - Proszę się nie denerwować. Ja tylko chciałbym sprawić, że zacząłby pan myśleć. Odpowiedź nie jest ważna, ale sam fakt zastanawiania się. Tym właśnie różnimy się od zwierząt… Człowiek wątpi. A my usilnie staramy się przekonać siebie, by w nic nie wątpić.
   - Jest pan niedorzeczny.
   - Wręcz przeciwnie. Mówię tylko prawdę: może się to panu nie podobać, ale tak jest. To nie moja wina, że pan nie akceptuje…
   - Dość! - wrzasnął Louis, zrywając się z krzesła.
   Pacjent umilkł.
   - Dość – powtórzył ciszej Louis. - Wizyta skończona. Diagnoza – klasyczny przypadek schizofrenii. Konieczne leczenie specjalistyczne. Proszę wyjść!
   Sześćdziesięcioletni mężczyzna, powłócząc nogami wyszedł z pokoju, nie oglądając się za siebie.
   Louis opadł ciężko na krzesło i westchnął głęboko.
   To tylko jeden z wielu beznadziejnych przypadków nieuleczalnej choroby zwanej myśleniem.

________________________________

No. Jak zapewne zauważyliście, usunęłam chat (ze względu na niemożliwość normalnego pisania) i przeniosłam na górę spis treści.
Do końca tygodnia będzie "Nieskończoność minus jeden". Zakończenie "Trzydziestu dni" też. 
Jak zawsze dziękuję za komentarze ;) Ciao!

1 komentarz: