poniedziałek, 22 czerwca 2015

Za daleko, za blisko... Rozdział XII: Gilbert - Rzecz boska


Jeśli potrafimy wybaczyć to, co nam uczyniono...
Jeśli potrafimy wybaczyć to, co uczyniliśmy innym...
Jeśli potrafimy odrzucić wszystkie opowieści. O tym, że byliśmy katami albo ofiarami.
Tylko wtedy mamy szansę uratować świat.
Siedzimy jednak w miejscu i czekamy, aż ktoś inny nas wyzwoli. Pozostajemy ofiarami, mamy nadzieję, że gdy nas znajdą, nadal będziemy cierpieć.
Chuck Palahniuk, Opętani



Matthew kichnął.
-Mówiłem ci, że to był zły pomysł – poskarżył się, wycierając nos. Westchnąłem.
-Nic nie mówiłeś, byłeś bardziej zajęty jęczeniem. I nie próbuj mi wmówić, że ci się to nie...
-Ucisz się! - warknął blondyn. Fuknął jak wściekły kot i poszedł do salonu, zostawiając mnie samego w kuchni.
Jezu... Gdybym wiedział, że tak się będzie zachowywać po swoim pierwszym razie, jeszcze dwa razy bym się zastanowił, zanim bym cokolwiek zrobił.
No i jeszcze całe to odtrucie... Niby najgorsze już minęło, ale teraz Mattie był na takim głodzie, że zaczynałem się bać, czy nie zje mi krzeseł. Dodatkowo chłopak zachowywał się jak babka podczas okresu – cokolwiek bym nie zrobił, to i tak będzie źle. Pfff...
Dobra wiadomość: dostałem termin, kiedy Matthew może przyjechać do ośrodka – jeszcze w tym tygodniu, dokładnie za dwa dni.
Dwa dni! Wyobrażacie sobie? Tak szybko! A potem miałem go nie widzieć w cholerę czasu i nikt nie mógł mi obiecać, że jeszcze raz go spotkam. Dobrze, może trochę koloryzuję, ale jednak... Jednak jest ten maleńki procent szansy, że...
Nie, nie chcę o tym myśleć. Jakkolwiek byłoby źle, poradzimy sobie. Musi nam się udać. Nie ma innej opcji.
Pokręciłem głową, usiłując pozbyć się tych czarnych myśli. Muszę przestać zastanawiać się nad najczarniejszymi myślami, bo to mi bynajmniej nie służy. Może powinienem pomóc Matthewowi w pakowaniu się...? Tak, to był dobry pomysł.
Wygrzebałem z szafy jakąś starą, podniszczoną walizkę, która kiedyś pewnie była biała. Wywaliłem z niej rzeczy, które jakimś cudem się w niej znalazły (jakim cudem dostały się to moje skarpetki?) i wrzuciłem trochę rzeczy, które mogłyby się przydać – jakieś chusteczki do nosa, takie rzeczy.
A, i jak pewnie zauważyliście, Matthew się przeziębił. I oczywiście była to moja wina. Tak jakby to był mój pomysł, żeby... Dobra, to był mój pomysł, ale Mattie się na to zgodził, prawda?
Właśnie rozglądałem się za jakimiś czystymi ręcznikami, gdy zadzwonił mi telefon. Nie patrząc na to, kto dzwoni, odebrałem.
-Tak?
-Gilbert.
Ach, braciszek. Znowu. Ciekawe, jakim sposobem tym razem zepsuje mi dzień?
-Czego? - spytałem kulturalnie.
Westchnięcie.
-Pewnie cię to nie obchodzi... - zaczął, a ja od razu mu przerwałem.
-Jak mnie nie obchodzi, to nie dzwoń. Na razie!
Rozłączyłem się. Nie minęła minuta, a znów zadzwonił.
-To nie jest śmieszne, Gilbert.
-Nie ma być. Gadaj, o co chodzi, nie mam całego dnia na pogaduszki z tobą.
-Tata umiera. Masz tylko parę godzin, jeśli chciałbyś się z nim zobaczyć...
-Nie chciałbym – warknąłem. - Ten potwór nie zasługuje na to, rozumiesz? Przejrzyj na oczy!
-To ty powinieneś przejrzeć. On chce cię zobaczyć, Gilbert. Mimo wszystko jesteś jego synem... i on za tobą tęskni.
-Kłam dalej, kłam. Nie mam zamiaru przychodzić patrzeć, jak stary dziad zdycha.
-Ech... - byłem niemal pewien, że Ludwig pokręcił głową. - W każdym razie... Jest w szpitalu głównym. Wiesz, którym.
Wiesz, którym.
Czy mogło chodzić o ten szpital, do którego przywieziono mamę? To by dopiero była ironia; i kat, i ofiara giną w tym samym miejscu. Bóg jednak ma poczucie humoru.
-Po co mi to mówisz? - zapytałem. Zauważyłem ze złością, że głos mi zadrżał. Jeszcze Ludwig będzie miał nadzieję, że przyjdę. Niedoczekane.
-Chciałbym, żebyś mi pokazał, że wciąż jesteś człowiekiem, któremu można ufać – odpowiedział mój brat po chwili namysłu.
-Czyli... co?
-Wybacz mu. Pokaż, że jesteś ponad tym wszystkim, że jesteś w stanie...
-Nie - uciąłem. - Niektórych rzeczy nie wolno wybaczać.
Ludwig po raz kolejny westchnął.
-Nie mogę cię do niczego zmusić, bracie – mruknął. - Do zobaczenia.
Rozłączyłem się bez słowa.
Za parę godzin ten potwór, który zniszczył mi życie, będzie martwy. Za parę godzin będę wolny od wszystkiego. Nareszcie będę mógł zapomnieć.
-Proszę, proszę – usłyszałem głos Matthewa. Stał, opierając się nonszalancko o framugę drzwi i patrząc się na mnie zza wpółprzymkniętych oczu, jak kot. - Kto tak do ciebie wydzwania?
-Nic ważnego – odpowiedziałem szybko. Za szybko.
-Nie kłam - prychnął. - Może jestem ćpunem, ale nie jestem ani głupi, ani głuchy.
Zamrugałem, zdezorientowany.
-Czyli... ile słyszałeś?
-Wszystko. Wszystko, Gilbert – wzruszył ramionami, jakby to było oczywiste. - Chyba wiem, o co chodzi. Coś z twoim ojcem, prawda?
-Mhm. Nic ważnego.
-Wcale nie. To bardzo ważne! - pokręcił głową. - To twój koszmar. Nie możesz od niego uciekać w nieskończoność! Przecież wczoraj sam mi o tym mówiłeś, prawda?
Patrzył się na mnie zza szkieł swoich okularów, a ja nie wiedziałem, co odpowiedzieć. Matthew mówił prawdę... Bardzo niewygodną, ale prawdę.
-Co według ciebie powinienem zrobić? - zapytałem się w końcu.
Matthew uśmiechnął się.
-No, nareszcie chcesz przynajmniej o tym rozmawiać. To już jakiś postęp. A wracając do pytania... Myślę, że powinieneś mu wybaczyć.
-Co?! Ale... wiesz, co on zrobił. Wiesz, że jest potworem!
-Nie mówię, że nie – pokręcił głową. - Ale jednak zasługuje na to, żeby się z tobą zobaczyć. Bądź lepszy od niego, Gilbert. „Mylić się rzecz ludzka, wybaczać – boska”.
-Teraz to ty filozofujesz... Myślałem, że to ja tutaj rzucam inspirującymi hasłami.
-Nic się nie stanie jak czasami powiem coś mądrego, prawda? - podszedł i wtulił się we mnie. - Ej, będzie dobrze.
-On umiera, Mattie.
-Wiem.
-Ech? Skąd?! - popatrzyłem mu prosto w oczy. Musiałem mieć kretyński wyraz twarzy, bo chłopak się zaśmiał.
-Intuicja! - odpowiedział i pocałował mnie w policzek. Delikatnie odsunąłem go od siebie.
-Mattie... Ja nie wiem, co... - głos mi si,ę załamał. Nie wiedziałem, co chcę powiedzieć; to, jak bardzo się boję?
-Cii, będzie dobrze – uśmiechnął się delikatnie, niemal... kobieco. Tak, to słowo pasowało.
-Mam nadzieję – mruknąłem. - Jedziesz ze mną?
-Tak. Nie wiem, co mogłoby się stać, gdybym został sam. No wiesz... Jestem na głodzie.
Prawda. Zapomniałem. Dobrze,że przynajmniej Matthew ma głowę na karku.
Narkotyki strasznie wszystko komplikują, pomyślałem. Wtedy, gdy byliśmy szczęśliwi, rzucały cień na nasze życie. Chociaż „szczęśliwi” to chyba jednak trochę za mocne słowo; do szczęścia było nam jeszcze daleko. Najpierw musimy uporządkować nasze życie, a potem możemy myśleć o innych sprawach.
-Dobrze – pokiwałem głową. - Szykuj się. Musimy się spieszyć.

***

Było tłoczno.
I to nie tylko w szpitalu – na ulicach tłoczyli się ludzie, jakby wszyscy skrzyknęli się, żeby akurat dziś zablokować wszystkie możliwe ulice. Gdyby nie to, że bez litości używałem łokci, nigdy byśmy się nie przedostali to szarego, obdrapanego budynku z napisem „Szpital”.
Niezbyt zachęcające miejsce.
-Wiesz, gdzie mamy iść? - zapytał się mnie Mattie, gdy tylko udało nam się wejść na trzecie piętro szpitala po szerokich, wyślizganych schodach.
-Nie – odpowiedziałem zgodnie z prawdą. - Musimy zapytać się kogoś z personelu...
-Dobry pomysł – pochwalił mnie chłopak. - Tyle tylko, że nie widzę nikogo, kto mógłby nam pomóc.
Faktycznie, pomimo tego, że wszędzie było pełno ludzi, nigdzie nie było widać żadnej pielęgniarki ani lekarza.
-Gilbert, gdzie myśmy weszli...? - spytał się niepewnie Matthew,a ja tylko wzruszyłem ramionami. Zupełnie nie miałem pojęcia, gdzie jesteśmy. Weszliśmy na trzecie piętro tylko dlatego, że... W sumie nawet nie wiedziałem dlaczego. Z jakiegoś powodu wydało mi się to całkiem logiczne.
Cóż... Chyba nie był to najlepszy wybór.
-Zawsze możemy zacząć się drzeć i biegać po korytarzu, wtedy na pewno jacyś lekarze przyjdą – zaproponowałem, ale chyba nie przekonałem tym Matthewa.
-Wiesz co, mógłbyś zadzwonić po swojego brata – powiedział po paru minutach błądzenia bez celu chłopak.
Że też jestem aż tak głupi, że o tym nie pomyślałem...
A nie. Będę musiał gadać z Ludwigiem i przyznać się, że jednak zależy mi na tym, żeby spotkać się z ojcem. Spróbować ściągnąć maskę, którą noszę już tak długo, i zobaczyć, co kryje się pod nią.
Nie ma sensu się nad tym rozwodzić, pomyślałem. To i tak nie ma znaczenia, on będzie martwy już za parę godzin. Może za parę minut.
Zadzwoniłem. Nie musiałem czekać długo; Ludwig odebrał już po drugim sygnale.
-Gdzie jesteś? - warknąłem niemiło z przyzwyczajenia.
-Och, czyli jednak przyjdziesz! - ucieszył się jak dziecko. Wkurzyło mnie to.
-Nie wyobrażaj sobie za wiele. Tak tylko pytam, w razie gdybym chciał pożyczyć sobie zwłoki starego. Wiesz, to jednak mięso...
-Czwarte piętro, pokój numer czterdzieści. A ty gdzie jesteś?
-Trzecie piętro.
-Uch... lepiej, żebyś przyszedł jak najszybciej.
-Niby czemu?
-Trzecie piętro to oddział psychiatryczny.
Aha... to dlatego nie ma tu żadnego lekarza w zasięgu wzroku.
Rozłączyłem się i jak najszybciej opuściłem piętro, ciągnąc Matthewa za sobą.

***

-Trzydzieści osiem... trzydzieści dziewięć... To tutaj – Mattie wskazał palcem drzwi z odpowiednim numerem, a mnie dopadł strach.
Nie, nie strach. Histeria.
Nie wejdę tam. Nie wejdę. Niewejdęniewejdę NIEWEJDĘ!
-Gil?! Co się dzieje?! - zapytał mnie chłopak, stając przede mną. Położył donie na moich ramionach i potrząsnął mną lekko.
-Nie chcę – wydusił z siebie. - Nie...
-Gilbert, spójrz na mnie – Matthew patrzył się na mnie tak przenikliwie, że mógłbym przysiąc, że widzi moją duszę. - Jestem z tobą. Widzisz?
Znalazł moją dłoń, złapał ją. Ścisnął lekko; uspokajający gest.
Zadziałało.
Odetchnąłem lekko.
-Już... już mi lepiej – mruknąłem.
-Na pewno? Jeśli nie chcesz, możemy jeszcze trochę poczekać...
-Nie chcę już czekać.
Nacisnąłem klamkę i dalej trzymając się za dłonie weszliśmy do środka.
Był to mały pokój, z tylko jednym łóżkiem; izolatka, albo raczej „pokój do umierania” - odstawiono go do osobnego pomieszczenia, żeby nie straszył innych pacjentów swoją śmiercią.
Obok łóżka stało krzesło, a na nim siedział Ludwig. Gdy tylko mnie zobaczył, natychmiast zerwał się z miejsca.
-Gilbert! Ty....
-Zamknij się – warknąłem. Dopiero teraz odważyłem się spojrzeć na osobę leżącą w łóżku.
Ojciec się zmienił. Wcześniej był wysokim, dobrze zbudowanym mężczyzna; teraz znacznie schudł jakby skurczył się w sobie. Jego oczy, kiedyś bystre, były przygaszone i mętne. A mimo to...
a mimo to się uśmiechał.
-Witaj, Gilbert – powiedział. - Witaj, synu.
Zamarłem. To jedno się nie zmieniło; jego głos, niski, zawsze lekko zachrypnięty. To właśnie ten głos nam groził, mówił, że jesteśmy niczym. Że ja jestem niczym.
-Witaj, ojcze – odparłem. Puściłem rękę Matthewa; nie chciałem, żeby ojciec to zobaczył.
Ludwig popatrzył się na mnie chłodni, jakby oceniając, co mam zamiar zrobić.
-Zostawię was samych – mruknął w końcu.
-Ja też chyba powinienem wyjść – Matthew też się wycofał.
Bardzo bym chciał, żeby został, ale zrozumiałem, co chcieli mi przekazać; to czas dla ciebie. To twoja chwila, Gilbert, i od ciebie zależy, jak ją wykorzystasz.
Drzwi zamknęły się za nimi, a ja nie wiedziałem, co mam ze sobą zrobić. Zrobiłem parę niepewnych kroków i usiadłem na krześle, na którym przed chwilą stacjonował Ludwig. Ojciec cały czas śledził mnie wzrokiem z lekkim uśmieszkiem.
-Nie spodziewałem się, że przyjdziesz – powiedział.
-Dziwisz się? - zaśmiałem się sztucznie. Mój rodzic zmarszczył brwi, ale zaraz się rozpogodził; westchnął.
-Nie byłem idealnym ojcem, prawda?
-Nie byłeś nawet dobrym – warknąłem. Spodziewałem się, że powie mi coś niemiłego, ale tylko się uśmiechnął.
-Masz rację, Gilbert. Masz cholerną rację! - Nie potrafiłem go zrozumieć. Czemu był tak beztroski, jakby nic się nigdy nie stało?! - Byłem beznadziejny, teraz to widzę. Wcześniej duma nie pozwalała mi zrozumieć, że coś kiedykolwiek zrobiłem źle... Ale perspektywa śmierci zmienia wszystko. Nagle dostrzegasz, jak wielkim idiotą jesteś. A co najśmieszniejsze, po pewnym czasie to też przestaje cię obchodzić! Śmieszne, co?
-Zabiłeś mamę. To też jest dla ciebie śmieszne?
Spoważniał.
-Nie, Gilbert, źle mnie zrozumiałeś. Ty... nie wiesz, jak bardzo siebie nienawidzę za to, co zrobiłem.
On nienawidzi siebie? Zawsze dawał nam do zrozumienia, że nie żałuje tego, co się stało... Faktycznie się zmienił.
Ale fakty wciąż pozostają takie same.
Znów uśmiechnął się do mnie.
-Wyrosłeś – stwierdził. - Stałeś się mężczyzną, wiedzę to.
-Jestem pełnoletni.
-Nie o to mi chodzi – spróbował pokręcić głową, ale nie mógł; coś musiało stać się z jego szyją. - Patrzysz... inaczej. Jesteś dojrzalszy, Gilbert. Rozumiesz więcej.
-A... Aha.
Nie wiedziałem, jak mam na to odpowiedzieć.
-Możesz mi wybaczyć?
-Co?
To pytanie wybiło mnie z równowagi; nie spodziewałem się, by ktoś taki jak mój ojciec kiedykolwiek poprosił kogokolwiek o wybaczenie. Ale, jak już wspomniałem, zmienił się.
-Czy możesz wybaczyć mi to, co zrobiłem tobie, Ludwigowi i Monice?
Monika. Imię mojej matki. Ile czasu już minęło, zanim ostatni raz je usłyszałem...
Mój ojciec patrzył się na mnie bez uśmiechu. Zobaczyłem, jaki jest... żałosny: stary, schorowany człowiek, którego dręczą wspomnienia. Nie miał już żadnej nadziei na nic, oprócz wybaczenia. Korciło mnie, żeby powiedzieć ”Nie”, sprawić, żeby cierpiał jeszcze bardziej za to, co zrobił. Nawet jeśli żałował swoich czynów, nadal pozostawał potworem. Ale...
Ale czy ja przez to nie zacznę sam się nienawidzić?
-Tak... tato. Wybaczam ci.
Uśmiechnął się do mnie. Uniosłem lekko kąciki ust w odpowiedzi.
-Dziękuję – mruknął.
-Czy mam zostać., aż...? - nie musiałem kończyć pytania; pokręcił głową.
-I tak zrobiłeś już dość. Idź już.
Pokiwałem głową. Gdy nacisnąłem klamkę przy drzwiach, usłyszałem:
-Kocham cię, synku.
Nigdy wcześniej nie zwrócił się tak do mnie.
-Ja... - zaschło mi w gardle. - Ja też... cię kocham,

Wybiegłem z sali.
____
Yaay! Jezu, ale wolno piszę te rozdziały :/ To prawdopodobnie przedostatni rozdział "Za daleko...". No i będzie bonus, a co mi tam.
I jeszcze pytanko: Chcecie, żebym umieszczała sceny seksu w opowiadaniach? Niekoniecznie w "Za daleko...", tak ogółem.
W każdym razie... Miłego dnia! :)

2 komentarze:

  1. Rozwalił mnie początek: "Matthew kichnął.". XDD
    Jeju, wybaczył mu. *-* Czyli jednak mu się udało. Jak pięknie. Aż mi się ciepło zrobiło na sercu na ostatniej wymianie zdań. Zastanawia mnie tylko czy Matt z Ludwigiem rozmawiali. Ciekawi mnie jak potoczyłaby się ich rozmowa :0

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie spodziewałam się, że mu wybaczy...
    Naprawdę, SZOK!!
    Matthew mimo, że na głodzie i tak potrafi pomóc Gilbertowi, zwłaszcza, kiedy tego w tej chwili potrzebował :)
    Cieszę się, że są razem, są tacy... słodcy?
    I troszku mi smutno, że Mattie wyjeżdża, ale mam nadzieję, że wszystko będzie dobrze i przestanie być ćpunem XD
    Cze,kam na kolejną (prawdopodobnie ostatnią :c) część :DO
    PS. Pozdrowienia z biwaku >.<

    OdpowiedzUsuń