środa, 24 czerwca 2015

Ukochany - One-shot

Czekam na wenę, więc napisałam coś takiego...
Pozdrawiam! :)
____________

   Arthur zmierzył swego ukochanego spojrzeniem. Tak, to była jego jedyna prawdziwa miłość. Sekretna, zakazana miłość, o której nigdy, przenigdy nikomu nie mówił. A teraz nadszedł ten dzień - dzień, w którym nareszcie miał zamiar wyznać mu swoje uczucie.
   -Słuchaj… - odezwał się cichym głosem Arthur, patrząc na smukłe nogi krzesła. - Jest coś, o czym muszę ci powiedzieć.
   Nie odpowiedział. Anglia uznał, że to znak, że może kontynuować.
   -Więc… - zarumienił się. Tak, teraz jest ten moment, w którym wszystko się rozstrzygnie: musi powiedzieć to głośno, dobitnie. - Ja… lubię cię. Właściwie można powiedzieć, że kocham.
   Jak zareaguje? Czy coś powie? Czy go zaakceptuje? Arthur miał mętlik w głowie.
   Krzesło nie odpowiedziało, ale Anglia i tak odgadł, o co mu chodziło. W jego oczach pojawiły się łzy.
   -Och, Busby! - przytulił krzesło, po czym z uczuciem pocałował oparcie. Ich pierwszy wspólny pocałunek miał w sobie coś magicznego, zakazanego; w końcu ich miłość nie mogła zostać zaakceptowana przez żadnego człowieka. Arthur był pewny, że żaden z jego przyjaciół nie zrozumiałby tego czystego uczucia… Dlaczego? Przecież każdy ma prawo do miłości, nawet krzesło!
   -Kocham cię - szepnął jeszcze raz Anglia, przytulając się do miękkiego oparcia. Poczuł, że krzesło chce mu coś przekazać; znów się zarumienił.
   -Ale… Nie możemy… - próbował nieśmiało zaprotestować, ale szczerze mówiąc nie miał nic przeciwko. Jeśli Busby tego chce, to i on powinien…
   Wolno, uwodzicielsko ściągnął z siebie koszulkę, obserwując reakcje krzesła. Nie poruszyło się, ale Arthur mógł wyczuć pożądanie, jakie wstrząsało meblem. Nie miał zamiaru pozwolić mu czekać…
   -Och, tu jesteś! - Ameryka wszedł bez pytania do pokoju; właśnie za to Anglia go nienawidził. Jak ten smarkać śmiał przerywać jego pierwszy raz, i to w dodatku z meblem, który kochał!
   -E… Co ty robisz, Anglio? - zapytał się smarkacz, patrząc na wpół rozebranego Arthura i krzesło, które obejmował.
   Anglia chciałby, żeby wzrok mógł zabijać, bo wtedy Ameryka natychmiast padłby martwy.
   -Ssspadaj - warknął, przytulając mocniej do siebie krzesło. - Przeszkadzasz…
   -Ech? W czym?
   Wiedziałem, że nie zrozumie prawdziwej miłości, pomyślał gorzko Anglia. Najchętniej nawrzeszczałby na Amerykę, ale nie mógł teraz myśleć tylko o sobie; krzesło denerwowało się i zawstydzało coraz bardziej.
   -Wyjdź - rozkazał.
   -Ale…
   -WYJDŹ!
   -O-okej - dał za wygraną Ameryka. Wycofał się i cicho zamknął za sobą drzwi.
   -Mmm… - Anglia uśmiechnął się uwodzicielsko do krzesła. - Na czym skończyliśmy…?
   Gdyby Arthur był mniej zajęty okazywaniem miłości krzesłu, mógłby usłyszeć śmiech i podniecony szept:

   -Francjo, te twoje prochy naprawdę działają!

1 komentarz:

  1. Yyy... O-okej...
    Miłość do krzesła zawsze... s-spoko, nie? o.O
    Skąd Francis wziął te prochy, tego nie wie nikt xD
    Biedny Arthur, nikt go nie rozumie ;-;
    Świetny shocik, czekam na kolejne :3

    OdpowiedzUsuń