Pozdrawiam! :)
____________
Arthur
zmierzył swego ukochanego spojrzeniem. Tak, to była jego jedyna
prawdziwa miłość. Sekretna, zakazana miłość, o której nigdy,
przenigdy nikomu nie mówił. A teraz nadszedł ten dzień - dzień,
w którym nareszcie miał zamiar wyznać mu swoje uczucie.
-Słuchaj…
- odezwał się cichym głosem Arthur, patrząc na smukłe nogi
krzesła. - Jest coś, o czym muszę ci powiedzieć.
Nie
odpowiedział. Anglia uznał, że to znak, że może kontynuować.
-Więc…
- zarumienił się. Tak, teraz jest ten moment, w którym wszystko
się rozstrzygnie: musi powiedzieć to głośno, dobitnie. - Ja…
lubię cię. Właściwie można powiedzieć, że kocham.
Jak
zareaguje? Czy coś powie? Czy go zaakceptuje? Arthur miał mętlik w
głowie.
Krzesło
nie odpowiedziało, ale Anglia i tak odgadł, o co mu chodziło. W
jego oczach pojawiły się łzy.
-Och,
Busby! - przytulił krzesło, po czym z uczuciem pocałował oparcie.
Ich pierwszy wspólny pocałunek miał w sobie coś magicznego,
zakazanego; w końcu ich miłość nie mogła zostać zaakceptowana
przez żadnego człowieka. Arthur był pewny, że żaden z jego
przyjaciół nie zrozumiałby tego czystego uczucia… Dlaczego? Przecież każdy ma prawo do miłości, nawet krzesło!
-Kocham
cię - szepnął jeszcze raz Anglia, przytulając się do miękkiego
oparcia. Poczuł, że krzesło chce mu coś przekazać; znów się
zarumienił.
-Ale…
Nie możemy… - próbował nieśmiało zaprotestować, ale szczerze
mówiąc nie miał nic przeciwko. Jeśli Busby tego chce, to i on
powinien…
Wolno,
uwodzicielsko ściągnął z siebie koszulkę, obserwując reakcje
krzesła. Nie poruszyło się, ale Arthur mógł wyczuć pożądanie,
jakie wstrząsało meblem. Nie miał zamiaru pozwolić mu czekać…
-Och,
tu jesteś! - Ameryka wszedł bez pytania do pokoju; właśnie za to
Anglia go nienawidził. Jak ten smarkać śmiał przerywać jego
pierwszy raz, i to w dodatku z meblem, który kochał!
-E…
Co ty robisz, Anglio? - zapytał się smarkacz, patrząc na wpół
rozebranego Arthura i krzesło, które obejmował.
Anglia
chciałby, żeby wzrok mógł zabijać, bo wtedy Ameryka natychmiast
padłby martwy.
-Ssspadaj
- warknął, przytulając mocniej do siebie krzesło. -
Przeszkadzasz…
-Ech?
W czym?
Wiedziałem,
że nie zrozumie prawdziwej miłości, pomyślał
gorzko Anglia. Najchętniej nawrzeszczałby na Amerykę, ale nie mógł
teraz myśleć tylko o sobie; krzesło denerwowało się i
zawstydzało coraz bardziej.
-Wyjdź
- rozkazał.
-Ale…
-WYJDŹ!
-O-okej
- dał za wygraną Ameryka. Wycofał się i cicho zamknął za sobą
drzwi.
-Mmm…
- Anglia uśmiechnął się uwodzicielsko do krzesła. - Na czym
skończyliśmy…?
Gdyby
Arthur był mniej zajęty okazywaniem miłości krzesłu, mógłby
usłyszeć śmiech i podniecony szept:
-Francjo, te twoje prochy naprawdę działają!
Yyy... O-okej...
OdpowiedzUsuńMiłość do krzesła zawsze... s-spoko, nie? o.O
Skąd Francis wziął te prochy, tego nie wie nikt xD
Biedny Arthur, nikt go nie rozumie ;-;
Świetny shocik, czekam na kolejne :3