poniedziałek, 17 sierpnia 2015

Nieskończoność minus jeden - prolog


Kolejne dłuższe się szykuje. Jezu, ale się na to napaliłam... Dopsz, zapraszam do czytania i komentowania. Wkrótce wszystko się wyjaśni... Wkrótce.

   Witam, jestem Arthur Kirkland i mam zamiar popełnić samobójstwo.
   Mam zamiar” chyba jest złym wyrażeniem - sugeruje, że coś może się jeszcze zmienić… Cóż, nie sądzę. I zanim zaczniecie mówić jakieś motywacyjne gadki w stylu “świat jest piękny, nie zabijaj się, to tylko ucieczka, blabla” powiem wam tylko tyle: w mojej piwnicy leżą zwłoki. Konkretnie - mój ojciec. Tak, zabiłem go. Tak jakoś wyszło… przypadkowo. Nie chciałem tego zrobić, ale…
   Ech, zaczynam pitolić. Nie ma znaczenia, co teraz powiem; już nic nie zmienię, stało się. Teraz mogę tylko czekać, aż ktoś zorientuje się, co się stało i policja mnie zgarnie. Albo aż pieniądze się skończą i zacznę kraść, a policja i tak mnie zgarnie. Po prostu genialnie.
Już nic nie da się naprawić. Rzucam telefonem o ścianę, wierne mi tyle lat urządzenie rozwala się na milion kawałków.
  Nie chcę cię już dłużej znać.”
   Jasna cholera, znamy się tyle lat i on przysyła mi coś takiego?! Nawet nie pamiętam, co się stało na tej imprezie… A tam, znowu zaczynam pieprzyć. Oczywiście, że doskonale pamiętam - jak mógłbym coś takiego zapomnieć?! Ale teraz to chyba nie ma to znaczenia. W końcu i tak jestem teraz tutaj, trzymając w ręku ten rewolwer i od niechcenia otwierając i zamykając komorę. Pstryk. Pstryk. Nabój jest. Zawsze z matką narzekaliśmy na to, że ojciec trzyma w domu broń, ale teraz jest to całkiem przydatne - nie muszę żreć jakiś tabletek czy wiązać szubienicy. A ona i tak pewnie ma już gdzieś, co się ze mną dzieje. Uciekła i nie ma najmniejszego zamiaru wracać, to już wiem. Niech się wali, ja stąd spadam. Będzie musiała poradzić sobie sama z tym syfem, ale da radę - jest silna. Zawsze była. Ale, jak wszyscy, ma swoje granice i tym razem po prostu nie wytrzymała; smutne, ale prawdziwe. Co z nią dalej będzie? Jak zareaguje, gdy się o wszystkim dowie? A może będzie żyła dalej w słodkiej nieświadomości, odetnie się od nas i będzie żyła na własny rachunek?
   Po cholerę ja o tym myślę?! Przecież i tak za chwilę mnie nie będzie. To nie mój problem. Ech, ten zwyczaj martwienia się o przyszłość chyba zostaje nam do samego końca. Po co?
Za dużo pytań. Ciekawe, jak zaczynają człowieka nachodzić takie myśli, gdy już wie, że i tak go już to wszystko nie dotyczy…
   Pstryk. Pstryk. Widzę nabój, nie widzę naboju. Jak ta gra, w którą grałem, jak byłem dzieciakiem – jestem – chowam się, i znowu…
   Cholera, ale chaos. Mój umysł umiera, zanim jeszcze dostanę kulką w głowę.
   Przystawiam rewolwer do głowy. A może pistolet? Czy nazwa ma jakieś znaczenie? Chciałbym wiedzieć, co mnie zabije. Ten cholerny szczegół wierci mi dziurę w mózgu jeszcze bardziej niż pociski…
   Dobra, nieważne. Teraz powinienem tylko nacisnąć spust, prawda? I koniec problemów. Koniec z tym porąbanym dniem, tygodniem, w ogóle całym życiem. Dziękuję za dar życia, Boże, ale chyba zepsułem ten prezent już na samym początku.
   Naciskam lekko spust. Ciężko idzie, trzeba więcej siły, niż się spodziewałem. To chyba lepiej; dostaję kilka dodatkowych sekund na zastanowienie się. Czasami na filmach i w książkach opisuje się, że w tym momencie „życie przebiega ci przed oczami”. Gówno prawda. Ja już swoje przemyślałem, teraz tylko muszę nacisnąć ten spust, no, dlaczego to tak ciężko idzie…
   Nie, nie mogę, jest za cicho. Muszę mieć jakiś dźwięk, który będzie zagłuszał moje myśli, bo zwariuję.
   Odkładam pistolet na biurko, metal ze stuknięciem wita się z plastikową podkładką. Broń wygląda dziwnie, nie pasuje do tego miejsca. Powinna wisieć na ścianie tam, gdzie zwykle, w gabinecie ojca, a nie tutaj, wśród tego całego syfu u mnie w pokoju.
   Obracam głowę, szukam radia, znajduję je, włączam. Szumy, szumy… Szybko przełączam na lokalną stację. Jakaś kobieta o radosnym głosie zapowiada serwis informacyjny za dziesięć minut. Dożyję tego, by go wysłuchać?
   Nie, raczej nie. Za długo przeciągam zrobienie tego, co nieuniknione. Jeszcze sobie coś ubzduram i zrobię coś głupiego…
   Jakaś skoczna piosenka w radiu, dziewczyna śpiewa o tym, że boi się podejść do chłopaka, w którym jest zakochana. Czy wszystkie piosenki muszą być o miłości? Nie może być ani jednym o tym, jak ktoś popełnia samobójstwo w swoim własnym domu? Czy wszystko naprawdę musi być takie… słodkie i proste aż do przesady?
   Oho, już przyszedł czas na filozoficzne rozmyślania. Naprawdę muszę już to zrobić, bo do reszty zdziwaczeję.
   Chwytam rewolwer i znów przykładam zimna lufę do głowy. Trafię w ten sposób? A może po prostu poważnie się uszkodzę i zostanę roślinką na resztę życia? Cóż, jest jeden sposób, aby się przekonać…
   Biorę głęboki oddech i zamykam oczy. Muszę się uspokoić, bo jak chybię, to będzie źle. Szybki ruch, nie zdążę nawet pomyśleć, że nie żyję. Naciskam lekko spust…
   Teraz.
   Z całej siły przygniatam ten cholerny spust, dlaczego tak ciężko to idzie…
   Słyszę strzał, czuję ból, moje ciało uderza o posadzkę…

---

   Zaraz, co?
   Jeśli nie żyję to dlaczego, do cholery, czuję, że leżę?! Źle strzeliłem i nie zabiłem się? A może na odwrót – zabiłem się, a gdy otworzę oczy zobaczę swoje martwe ciało? Jestem jakimś duchem czy co?!
   Jezu, ale zaczynam pieprzyć… Otwieram oczy i oczywiście nie widzę żadnego ciała.    Naprawdę mam zbyt wybujałą wyobraźnię. Jeszcze chwila i zacznę widzieć wszędzie hasające jednorożce. A obiecałem sobie, że nie będę brać…
   Dobra, ale w takim razie co się stało? I nie mam rewolweru. Upadł mi? Niby kiedy? I gdzie? Obracam się, lustruję podłogę wzrokiem. Nie ma i już. Puf – zniknął. Nie mam pytań.    Przypadkowo zahaczam spojrzeniem o lustro. Rozczochrane blond kudły, zielone oczy – nic nadzwyczajnego, żadnych ran, krwi, czegokolwiek, co sugerowałoby to, co przed chwilą zrobiłem. Albo wydawało mi się, że zrobiłem.
   Może brałem coś dziwnego i teraz mi odbija? Może po zaszlachtowaniu ojca oszalałem i tylko wydawało mi się, że popełniam samobójstwo? Nawet radio nie jest włączone – to też musiało mi się wydawać. Czy to znaczy, że jeszcze raz muszę zejść na dół, wziąć pistolet i wszystko powtórzyć? Boże, dlaczego…
   Podnoszę się i zauważam telefon na moim łóżku – jest nadal nietknięty. A przecież dokładnie pamiętam, jak nim rzucałem! To nie może być halucynacja… prawda?
Stuk. Kroki. Ktoś chodzi w pokoju obok, tuż przy drzwiach wejściowych. Policja przyjechała? Jak się dowiedzieli tak szybko?! Ktoś usłyszał strzały? Nie, wróć – przecież przed chwilą ustaliliśmy, że to wszystko to tylko moje halucynacje, więc o co chodzi?
   Jest tylko jeden sposób, aby się przekonać, prawda?
   Wychodzę z pokoju na chwiejących się nogach – adrenalina już mnie opuściła, nie czuję już tego pobudzenia i zdenerwowania, co wcześniej. Teraz kieruje mną tylko to piękne uczucie, które doświadcza człowiek, gdy naprawdę nie ma już nic do stracenia.
   Krok za krokiem, powoli, nie śpiesząc się…
   Korytarz jest czysty, wszystko jest na swoich miejscach – moja mama zawsze była perfekcjonistką i doprowadzało ją do szału, gdy nie było tu idealnego porządku, więc chcąc nie chcąc codziennie z ojcem sprzątaliśmy tu tak długo, aż była zadowolona. Dzień w dzień ustawialiśmy te cholerne bibeloty na półkach w idealnej symetrii i bez żadnego pyłku kurzu. To było normalne.
   No, prawie. Przed paręnastoma minutami chwyciłem ozdobny nóż do listów, który leży w gablocie, i zadźgałem nim ojca. A jednak cholerstwo dalej sobie tam leży nietknięte.
    Stuk. Ktoś w kuchni najwyraźniej otwiera szafki. Czegoś szuka? Co się dzieje?
    Kolejny krok, jeszcze jeden i widzę, kto jest w kuchni. Otwieram szeroko oczy. Nie. Jak?
   Mój ojciec jak gdyby nigdy nic nalewa piwa do kufla. Patrzę na niego w szoku. Przecież przed chwilą… Parę minut temu… Ja go zabiłem! Wbiłem mu ten pierdolony nóż między żebra! Patrzyłem, jak się wykrwawia!
   Rzuca mi spojrzenie spod spuchniętych powiek.
   - Czego? - warczy. Kręcę tylko głową. Co mam zrobić? Jak się zachować? Co się stało? Jak to wszystko jest możliwe?
   Podchodzę do niego, dźgam go palcem. Miękkie ciało, żadnych nieprawidłowości. To wszystko dzieje się naprawdę.
   - Co jest? - Mój ojciec obraca się, patrzy na mnie ze złością. - Spadaj do siebie.
   - Przykro mi – mówię cicho. Za co ja przepraszam?! Za to, że go zabiłem?
   Ojciec unosi brwi, też nic z tego nie rozumie.
   - Mogłem nie dawać mamie tych zdjęć – precyzuję. A, no tak. Przecież przez to wynikła ta cała sytuacja… Gdyby nie to, nie musiałbym tego wszystkiego przechodzić. Gdybym nie dał mamie tych zdjęć, nie uciekłaby, ojciec nie dostałby szału, a ja bym go nie zabił… Choć ten ostatni punkt już chyba jest nieaktualny.
   - Och – odpowiada mój ojciec. I tyle. Żadnej więcej reakcji z jego strony. Pociąga łyk piwa z kufla. - Idź do siebie, muszę odpocząć. To był ciężki dzień.
    No co ty nie powiesz, przenika mi przez głowę. Grzecznie wychodzę z pomieszczenia, wchodzę do pokoju, zamykam się na klucz. Siadam na łóżku, chwytam telefon i tępym wzrokiem patrzę się na nietknięty ekran.
   Coś zrobiłem. Coś się stało. Pytanie tylko – co?
   Nagle telefon brzęczy, a ja o mało nie dostaję zawału. Wiadomość. Od kogo? Jakiś nieznany numer. Pomyłka? Może, ale…
   Treść wiadomości:
Nie oszalałeś. Po prostu się budzisz.

______
DUM DUM DUUUUM. Serio - jestem strasznie nastawiona na tego opka. Już się cieszę, że mogę go pisać... A "Trzydzieści dni" będzie. Na pewno będzie. Może nie dziś, ale będzie, bo tego zakończenia nie odpuszczę i napiszę to. 
Tulam!

2 komentarze:

  1. Zapowiada się ciekawie. Bardzo ciekawie. :0 Skąd ty bierzesz pomysły na to wszystko?

    OdpowiedzUsuń
  2. Też tulam! ^_^
    A tak na poważnie, to zapowiada się ciekawie...
    Kojarzy mi się, nie wiem dlaczego, z taką grą Neverending Nightmare ;-;
    Chodziło w niej o to, że było się takim facetem, który budził się w dziwnym miejscu, trzeba było trochę pochodzić itd. po czym członek jego rodziny umierał, a potem umierał on. Okazywało się, że to był tylko koszmar, on znów się budził w innym dziwnym miejscu znów trzeba byo porobić różne rzeczy, kolejny członek jego rodziny umierał, potem on i znowu... wszystko było tylko koszmarem ;-;
    Fajna gra, choć mało znana chyba :(
    Czekam na kolejny rozdział, lecz... niepogardziłabym Trzydziestoma Dniami :3
    Weny, czasu, chęci i do następnego!

    OdpowiedzUsuń