sobota, 28 lutego 2015

Rozdział V

   Byłem w takim stanie przez najbliższe parę dni, tak, że nawet po weekendzie rodzice pozwolili mi zostać w domu.
   I całe szczęście. Gdybym musiał iść do szkoły, prawdopodobnie nie potrafiłbym nawet stać prosto, a co dopiero ćwiczyć na wuefie. Co prawda rodziciele pytali się, co mi się stało, ale wystarczyło powiedzieć: “biłem się”, żeby dali mi spokój. To dziwne, ale moi rodzice lepiej przyjmowali takie wymówki, niż na przykład: “przewróciłem się”. Tata zawsze uważał, że idealny mężczyzna jest silny, trochę agresywny - no, po prostu męski. Ja do tego schematu nie bardzo pasowałem - od chodzenia z kumplami do barów wolałem spokojnie pójść do biblioteki poczytać sobie coś ciekawego albo leżałem całymi godzinami, słuchając muzyki. Jednak mój tata nie tracił nadziei, że zrobi ze mnie prawdziwego faceta; to był główny powód, dlaczego pozwolił mi dołączyć do zespołu i pójść na imprezy - widocznie wolał, żebym wrócił do domu cały poobijany, niż żebym siedział z nosem w książkach do późna. Mama nie podzielała jego opinii, ale nie mówiła nic. Taka już była; nie lubiła się kłócić, podobnie jak ja. W sumie o wiele bardziej byłem podobny do niej niż do ojca. Ciekawe, czy go to wkurzało.
   Wracając do historii; miałem przez cały poniedziałek wolny dom, a nie mogłem się ruszyć z łóżka. Z drugiej strony, nie miałem jak się ruszyć z łóżka, by nie bolało mnie dosłownie wszystko, więc, chcąc nie chcąc, zostałem przykuty do łóżka.
   Zaraz, “chcąc, nie chcąc”? Chciałem zdecydowanie. Mogłem nareszcie poleżeć sobie w ciepłym łóżku i poczytać, pooglądać filmy na laptopie… Tyle rzeczy, tak mało czasu…
   Przez dwie godziny zdołałem wreszcie przebić się przez Dzienniki Gwiazdowe, ale nie mogę powiedzieć, że wszystkie słowa rozumiałem. No cóż, trudno. Akurat wybierałem sobie jakiś film do oglądnięcia, kiedy usłyszałem dzwonek do drzwi.
   Ach, to pewnie listonosz. Ojciec wspominał coś o tym, że zamówił paczkę, ale prosił, bym jej nie odbierał. Zostałem więc w ciepłym łóżeczku i scrollowałem dalej.
   Może jakiś film akcji?, pomyślałem. W sumie jakieś sci-fi byłby też fajne…
   Listonosz jeszcze parę razy zadzwonił do drzwi, po czym dał za wygraną.
   Kliknąłem w link do filmu “Elizjum”; kliknąłem, co trzeba było, i zaczął się ładować. Odwróciłem wzrok od ekranu, by na chwilę zająć się czymś innym, i prawie dostałem ataku serca.
   Za oknem mojego pokoju stał Feliks.
   Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie to, że mieszkam na piętrze.
   Wrzasnąłem. Feliks popukał palcami w szybę. Przestałem się drzeć i jak w transie podszedłem do okna i otworzyłem je na oścież. Blondyn z gracją wskoczył do środka; miał na sobie szarą, wełnianą kurtkę, a na nogach, wyjątkowo, spodnie. Oczywiście różowe.
   Chwilę szukałem jakiś słów, jakiejś reakcji, ale po jakiejś minucie zdołałem wydusić tylko:
   -Co, do cholery?!
   Feliks zamknął okno i odwrócił się do mnie z uśmiechem.
   -No, nie otworzyłeś drzwi, to totalnie pomyślałem, że muszę wejść jakoś inaczej. Patrzę, a tu rynna, no to wspiąłem się po niej, a potem na parapecie jak stałem, to już było łatwo.
   -Ale… Ale… - zaciąłem się. - Ee… Czemu nie jesteś w szkole?
   -Szkoła jest nuuudna! - przewrócił oczami blondyn. - Zresztą dziś miał być sprawdzian z chemii czy coś. A jak i tak nie mam nic do roboty, to przynajmniej posiedzę tu u ciebie.
   Pokręciłem głową; ten chłopak naprawdę był dziwny. Usiadłem na łóżku i jęknąłem - szybko ruch spowodował, że całe moje ciało zaprotestowało.
   -Ej, Toris, wszystko w porządku? - zapytał Feliks, siadając obok mnie.
   -T-tak, jestem tylko trochę obolały…
   -No, jakbyś nie był, to byłoby, jakby, dziwne - wyszczerzył do mnie zęby. - Gilbert jednak ma siłę w rękach, co?
   -Ty powinieneś wiedzieć o tym najlepiej - odparłem. Feliks przestał się śmiać; momentalnie spoważniał i spojrzał na mnie swoimi ciemnymi, zielonymi oczami otoczonymi rzęsami.
   -Gdybyś mi nie pomógł, to… cóż… - wzruszył ramionami - ...byłoby nieprzyjemnie.
   -Naprawdę chodzisz z Gilbertem od roku? - zapytałem. Feliks potaknął.
   -Tak. Kocham go.
   -To czemu go oszukujesz? - zapytałem znowu. Blondyn zamrugał, po czym odwrócił wzrok.
   -Nie oszukuję go. Ja tylko… - zamilkł na chwilę, po czum kontynuował: - ...próbuję go do siebie przekonać, zanim...
   -Zanim co? Powiesz mu prawdę?
   Potaknął.
   -Cóż… - zacząłem - ...nie zachowywał się, jakby zależało mu na tobie.
   Feliks oburzył się.
   -Skąd ty to możesz wiedzieć?! - wrzasnął. Zaskoczyło mnie to; kiedy krzyczał, jego głos zmieniał się - stawał się niski, bardziej męski. - Jesteśmy ze sobą tak długo… Gdyby mu coś nie pasowało, na pewno by mi o tym opowiedział!
   -Kiedy próbował… ci coś zrobić, nie wyglądał na kogoś, kto by chciał pogadać na spokojnie o problemach w związku - zauważyłem.
   Zapadła cisza. Feliks spojrzał na mnie spode łba.
   -To bolało.
   -Przykro mi - wzruszyłem ramionami - ale ty sam wydajesz się tego nie dostrzegać, a ja nie chcę, żeby ci się coś stało.
   -Hehe, teraz już się o mnie troszczysz? - uśmiechnął się blondyn. Odwzajemniłem uśmiech. To było dziwne; ledwie parę tygodni temu niezbyt lubiłem tego gościa, a teraz zaczynałem się czuć przy nim swobodnie. Fajne uczucie.
   -Hej, co oglądasz? - zapytał się mnie Feliks, zaglądając przy okazji na wyświetlacz laptopa.
   -”Elizjum”, ponoć dobre.
   -Mogę oglądać z tobą? - rzucił blondyn i nie czekając na odpowiedź ułożył się wygodnie na łóżku koło mnie.
   -Ee, Feliks, gdzie z tymi butami? - wskazałem jego glany, a on odburknął coś w odpowiedzi, ale posłusznie zaczął ściągać obuwie. - Rozbierz się, zanieś kurtkę na dół - dodałem.
   -”Rozbierz się”... - powtórzył Feliks. - Fajnie to brzmi bez kontekstu, wiesz? Zwłaszcza że za chwilę pójdę z tobą do łóżka…
   Prychnąłem.
   -Niby dziewczyna, a jednak masz stuprocentowy mózg faceta.



***



   Feliks rozwalił się całkowicie na moim łóżku, kładąc przy okazji głowę na moim ramieniu. Nie żeby było to jakoś specjalnie nieprzyjemne, ale czułem się trochę… niezręcznie. Jednak szybko moja uwaga zwróciła się w stronę ekranu, bo film był naprawdę niezły.
   Kiedy tylko wyświetliły się napisy końcowe, Feliks przeciągnął się.
   -No, tyłka nie urywa, ale da się przeżyć.
   -A tam, mnie się podobało - zaprotestowałem.
   -Heh, łatwo cię zadowolić - odparł ze swoim zwykłym, złośliwym uśmieszkiem.
   -Ty… Pomyślałeś sobie właśnie coś zboczonego, prawda? - zapytałem, a gdy uśmiech blondyna jeszcze się powiększył, jęknąłem. - Cholera, co jest z tobą nie tak?!
   -To z tobą jest coś nie tak, Toris - pokręcił głową. - Przecież jesteśmy teraz w wieku, kiedy liczba 69 wywołuje histeryczne napady śmiechu, więc śmianie się z czegoś tak idiotycznego jest dla nas normalne. Czyli twoja normalność jest w istocie bardziej nienormalna od nienormalności.
   Zamilkłem. To było naprawdę głębokie. Feliks jednak nie miał zamiaru czekać aż ochłonę, bo tylko dźgnął mnie palcem pod żebra.
   -Aua! Za co to było?!
   -Puść mi jakąś muzykę, bo się nudzę…
   Przewróciłem oczami, ale dałem za wygraną. Włączyłem youtube’a.
   -Co chcesz? Coś konkretnego?
   -Mhm… “Tak mówi pismo święte”.
   -Jakaś religijna piosenka? Nie chcę tu żadnego śpiewania o tym, że Jezus zmienił twoje życie czy coś takiego.
   -Nie martw się. To tylko poezja śpiewana.
   Wpisałam podane hasło i kliknąłem w link. Zaskakująco przyjemna melodia popłynęła z głośników. Nawet mi się spodobała.



   Uwierzysz,
   choćbyś wierzył w niewiarę
   Niewiara
   jest jak wiara na miarę
   Daremną,
   lecz nienadaremno
   Niewiara
   to także przyjemność…



   Wokal był także niezły - wokalista miał zaskakująco miękki i łagodny głos. Moje darcie mordy do “Monster” wydało się przy tym czymś… no, prymitywnym. Będę musiał spróbować to zaśpiewać później, pomyślałem.
   -Dostąpisz, choćbyś wątpił i błądził. Osądzisz,choć nie Ty tutaj sądzisz…
   Zamrugałem oczami i odwróciłem się do Feliksa. Z zamkniętymi oczami śpiewał; nie mogłem nie zauważyć, że ma dobry głos… Ale śpiewał normalnie, to znaczy… po męsku. Jakby cały czas, gdy mówił, modulował swój głos, żeby wydawał się wyższy, bardziej kobiecy, a teraz się nie kontrolował; po prostu śpiewał.
   Ładnie wyglądał z zamkniętymi oczami. Mogłem zauważyć, jak długie ma rzęsy; nie były pomalowane, pewnie nie chciał się tym zajmować, kiedy nie musiał iść do szkoły. Rzucały delikatny cień na policzki, a na jego nosie zauważyłem piegi, które dodawały mu jeszcze uroku. Wyglądał… ładnie, ale jak facet. Zupełnie różnił się “Feli”, którą był w szkole i na imprezie; nie miał na sobie nawet grama makijażu, a jego ubranie nie było wyzywające; okazało się, że pod kurtką miał zwykłą, ciemną bluzę - przy okazji: nie założył swojego wypchanego stanika, byłem pewien - a spodnie, choć różowe, były skrojone normalnie, tak, że może nawet ja mógłbym je włożyć. Jakby stał się kompletnie inną osobą. No i nigdy nie spodziewałem się, że mógłby śpiewać tak melodyjnie, bez żadnego wysiłku.
   - A nie napotkać mocy tych słów, może byś umiał, a choćbyś chciał, nie będziesz mógł… - zakończył i otworzył jedno oko. - Hej, czemu się gapisz jak cielę?!
   -Nie gapię się! Ja tylko… - zamilkłem, szukając odpowiedniego słowa. - ...kontemplowałem…?
   -Ach, jak nie wiesz, co powiedzieć, to rzucasz jakimś trudnym słowem, żebym się odczepił… - warknął blondyn. - Wyzwanie przyjęte! Ambiwalencja!
   W jego ustach zabrzmiało to, jakby rzucał przekleństwo na moją duszę i skazywał na wieczne potępienie.
   -Że co?
   -Takie ładne słówko. Znaczy mniej więcej “i chciałbym, i boję się”. Wzbogacaj język, Litwinie, bo polska języka to trudna języka.
   -...co?
   -Ech, nieważne. - pokręcił głową. - Właśnie, miałem zapytać, co myślisz o moim śpiewie. Mam nadzieję, że od niego za bardzo nie ogłuchłeś…
   -Nie, było w porządku - zaprzeczyłem. - Nawet bardziej niż “w porządku”... tak myślę.
   -Ha, czyli jednak jestem geniuszem! - zaśmiał się. Pożałowałem, że go pochwaliłem; jeszcze gotów zrobić mi konkurencję czy coś…
   -Uch, która godzina! - jęknął nagle Feliks i zerwał się na równe nogi. - Miałem już być w domu!
   -Co, rodzice coś…
   -Nie, rodzicami się nie przejmuj - powiedział chłodno Feliks; tak chłodno, że aż nienaturalnie .
   -Feliks, czy coś…
   -NIE - warknął i odwrócił wzrok, po czym westchnął ciężko i zaczął się ubierać do wyjścia. - W każdym razie powinienem już wyjść.
   -D-dobrze…
   Nie oglądając się za siebie, zbiegł po schodach.
   Cóż, dobrze, że przynajmniej wyszedł drzwiami.



2 komentarze:

  1. Czyżby Feliks lepiej śpiewał od Torisa? :v No cóż, polak potrafi. A co do rozdziału super jak zwykle i czekam na kolejne ^^

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Huhu, mam szatańskie plany co do śpiewu Feliksa... Ale co ja będę spojlerować ;) Dziękuję, znowu dajesz mi motywację do pracy xD

      Usuń