Fela
Łukasiewicz wysłał ci zaproszenie do znajomych.
Nienawidzę
Facebooka.
Mogłem
odrzucić zaproszenie, ale co to by mi dało? Jeśli bym go
zablokował, zrobiłaby się afera - Feliks nie wyglądał na kogoś,
kto trzymał język za zębami.
Odłożyłem
telefon na moje biurko, a sam usadowiłem się wygodniej na łóżku.
Miałem zamiar przeczytać jakąś książkę po polsku - tak w
ramach szlifowania języka - ale gdy tylko sięgnąłem po opasłe
tomiszcze Dzienników
gwiazdowych
moja
komórka piknęła. Ktoś przysłał mi wiadomość.
Dobra,
to nie musiał być on,
może jacyś moi znajomi z mojej dawnej szkoły przypomnieli sobie o
mnie. Na przykład Edward
von Bock albo Raivis Galante, którzy chodzili ze mną do szkoły na
Litwie. Obiecali, że będą pisać, więc to na pewno oni.
Tak,
na pewno.
No oczywiście,
że nie.
Fela
pisze: Cześć,
Toris.
Nie,
nie odpiszę mu na to,
pomyślałem
i wyciszyłem telefon. Pogrążyłem się w lekturze, choć co chwilę
musiałem sięgać do słownika, by sprawdzić znaczenia co
trudniejszych słów. Było jeszcze dość wcześnie - miałem dużo
czasu i miałem zamiar wykorzystać go z pożytkiem.
Miałem
zamiar.
Przerwał
mi dzwonek do drzwi.
Moja
mama pobiegła otworzyć drzwi, a ja odłożyłem książkę na bok.
Kto mógł przychodzić do nas o tej porze? Rodzice nie mieli chyba
jeszcze tu żadnych znajomych, ja z resztą też…
Chyba
że…
No
chyba sobie jaja robisz!
-Toris,
jakaś dziewczyna do ciebie!
Zbiegłem
po schodach najszybciej jak potrafiłem i stanąłem oko w oko z moim
koszmarem.
-Siema,
Toris! - Feliks zamachał do mnie z wielkim uśmiechem na twarzy.
Dalej był ubrany w różowe ciuchy, które strasznie kontrastowały
ze spokojnymi, jasnobeżowymi ścianami w domu.
-Uch…
cześć, Fela - przywitałem się bez entuzjazmu.
-Jesteś
koleżanką Torisa? - zapytała się mama, a gdy Feliks pokiwał
głową, uśmiechnęła się do niego lekko. -To świetnie! Toris,
może zaprowadzisz ją do swojego pokoju? Zrobię wam herbatę.
-Nie,
naprawdę nie trzeba… - zaoponował Feliks, sprawiając, że
uśmiech na twarzy mojej mamy jeszcze się poszerzył.
-Fela,
jesteś naszym gościem! Czuj się jak u siebie w domu.
-D-dziękuję…
Zarumienił
się zupełnie jak dziewczyna. Grał idealnie. Zaczynałem go za to
podziwiać.
-Choć,
tędy do mojego pokoju.
Gdy
tylko zamknąłem za nami drzwi, a Feliks opadł na krzesło przy
biurku, wypaliłem bez ogródek:
-Po
cholerę tu przyszedłeś?! O co tu chodzi? Nie powinieneś był być
gdzieś z Gilbertem? I czemu ubierasz się jak dziewczyna?!
-Jeeej,
powoli! - Feliks uciszył mnie machnięciem ręki. Założył nogę
na nogę w bardzo dziewczęcy sposób i wskazał głową moje
łóżko. - Może ty usiądziesz?
Posłusznie
wykonałem polecenie, ale uderzyło mnie trochę to, jak się rządził
nawet w moim własnym domu. A przed chwilą, przy mojej mamie był
takim aniołkiem!
-Ech,
stary, naprawdę nie muszę ci się ze wszystkiego tłumaczyć,
wiesz? - Feliks przewrócił oczami.
-Musisz.
-Bo
co?
-Bo
powiem wszystkim , że naprawdę jesteś facetem.
Feliks
zbladł.
-Nie
zrobisz tego.
-Zrobię,
chyba że mi o wszystkim opowiesz.
Feliks
nadał policzki i znowu przewrócił oczami, ale wiedziałem, że dal
już za wygraną.
-Czemu
ubieram się jak dziewczyna? - zamyślił się jak filozof nad
problemem egzystencjalnym. - A kto to wie? Po prostu te ciuchy są
wygodniejsze, a faceci fajniejsi. Tak jest fajniej.
-O-okej
- mruknąłem - ale czemu tu jesteś?!
-Stary,
nie krzycz! - podniósł głos Feliks. - Gilbert miał coś do
załatwienia, a ja nie chciałem się nudzić sam w domu, to
napisałem do ciebie na fejsie, a ty totalnie mnie zignorowałeś jak
się zapytałem o to, czy mogę do ciebie przyjść, to, tak jakby,
pomyślałem, że nie masz nic przeciwko, to przyszedłem.
To prawie miało sens. Pokiwałem głową.
-Jeszcze
coś - zacząłem znowu. - Czemu mi powiedziałeś od razu, że
jesteś facetem, a innym nie? No i czy ty wypychasz sobie stanik?
To
ostatnie wydostało się z moich ust, zanim zdążyłem o tym pomyśleć.
Kiedy uświadomiłem sobie, co powiedziałem, poczułem, jak płoną
mi policzki. Feliks wyglądał przez chwilę na zaskoczonego, a potem
zaśmiał się.
-Ech,
faceci! - zaśmiał się, jakby jego to nie dotyczyło. - Jak jesteś
taki ciekawy, to ci pokażę.
I
zanim zdążyłem zareagować, podszedł do mnie i podniósł bluzkę
do góry, wystawiając na światło dzienne różowy, koronkowy
stanik wypchany… czymś.
-Toris,
przyniosłem herba…
O
cholera.
Mama
weszła do pokoju.
Moja
twarz zrobiła się jeszcze bardziej czerwona niż przedtem.
-Mamo,
to nie…
-To…
to może nie będę wam przeszkadzać - mruknęła.
I
wyszła.
Feliks
zaczął się śmiać, a ja ukryłem twarz w dłoniach.
***
Do
jasnej cholery, to nie było śmieszne.
-Mamo,
to naprawdę jest tylko przyjaciółka!
-Jaka…
bezwstydna - mruknęła jakby do siebie, oburzona. Po tym jak Feliks
szybko zwinął się z domu, pozostawiając mnie samym, moja kochana
mamusia natychmiast poprosiła mnie na słówko. Miałem nadzieję,
że nie wpadnie jej do głowy uczyć mnie o “pszczółkach i
kwiatkach”, bo jak do tej pory była na idealnej drodze do tego.
Tata
zaśmiał się z fotela.
-Dobrze,
że interesuje się dziewczynami. A ta wcale nie jest najgorsza,
szczerze mówiąc.
-TATO!
-No
dobrze, już koniec, tylko sobie żartowałem - tato przewrócił
oczami i wrócił do oglądania telewizji. W prawej ręce trzymał
piwo, a w lewej pilota. Mówił mi, że tak wygląda “typowy
polak”, ale jak dotąd nie przekonałem się do tego stwierdzenia.
Nie po poznaniu Feliksa.
-Mam
nadzieję, że się zabezpieczacie - dodała mama.
-MAMO!
***
Pierwszy,
właściwy dzień nauki nie był taki zły, jak oczekiwałem. Udało
mi się unikać Feliksa przez całe trzy pierwsze lekcje - dwie
matematyki i fizykę. Niby mieliśmy dalej wspólne lekcje, ale
nauczyciele stwierdzili, że podzielą nas na grupy - tą matfizową
i humanistyczną - i dzięki Bogu. Nie musiałem znosić tego idioty
przez całe trzy godziny, bo ta różowa apokalipsa nie mogła za
szybko biegać w szpilkach, więc udawało mi się uciec z klasy
przed nim. Ale, niestety, po biologii nie poszło już tak łatwo.
gdy tylko spakowałem się i wybiegłem z sali, usłyszałem:
-Toris.
To-ris! Hej, nie ignoruj mnie!
Cholera,
wpadłem.
-Fela
- powiedziałem spokojnie. - Cześć.
-Pfff!
- fuknął, przewracając oczami i nadymając twarz. - Unikasz mnie
caaały dzień i myślisz, że tego nie widzę?
-Nie
unikam
-
warknąłem - po prostu nie chce mi się z tobą gadać.
-Chodzi o to, co zrobiłam wczoraj? - poprawiła sobie pasemko blond
włosów. - No ale, hej, to było totalnie zabawne!
-NIE
było.
-A
tam, narzekasz! - znów przewrócił oczami. - Chodź już, spóźnimy
się na następną lekcję!
Złapał
mnie za rękę. Wyrwałem ją natychmiast. Spojrzał na mnie ze
zdziwieniem.
-Ja,
ech… - zacząłem, ale nie wiedziałem, co powiedzieć. Bo niby jak
miałbym to zrobić? “Proszę, nie łap mnie za ręce, bo jesteś
tylko głupim zniewieściałym pedałem w różowych ciuszkach”?
Dobra,
to było wredne, nawet jak na mnie.
-Co…
- mruknął Feliks, ale nie skończył.
Nie
skończył, bo w tym momencie ktoś pociągnął mnie za łokieć tak
mocno, że - chcąc nie chcąc - zrobiłem parę kroków do przodu.
Potem kilkanaście. Ani się obejrzałem, a już maszerowałem obok
tego gościa z zielonymi włosami.
-Pomogłem?
- rzucił od niechcenia, puszczając moją rękę.
-Yhm
- odpowiedziałem wielce inteligentnie. - Dzięki.
-Nie
ma sprawy - odpowiedział szybko i uśmiechnął się lekko do mnie.
Sprawiał naprawdę sympatyczne wrażenie pomimo tych potarganych
ciuchów i dziwnego koloru włosów.
-Jesteś
z zagranicy? - zapytałem się, byle tylko kontynuować rozmowę.
-Tak,
konkretnie z Anglii. Arthur jestem. Nazwisko pewnie pamiętasz ze
sprawdzania obecności?
-Ech…
nie - odpowiedziałem zgodnie z prawdą. Spodziewałem się, że
będzie zawiedziony, ale nic z tych rzeczy. Wręcz przeciwnie;
rozpromienił się jeszcze bardziej.
-Kirkland.
Ze staroangielskiego - “Kirk”, czyli kościół, i “land” -
ziemia, teren. Czaisz?
-Ta
- znowu bardzo wielce inteligentna odpowiedź. - Znasz jeszcze kogoś,
kto jest z zagranicy?
Tym
razem wytrzeszczył na mnie oczy.
-Chodzisz
do tej szkoły i nie wiesz?
-Czego
nie wiem?
-Przecież
to jest szkoła właśnie dla dzieciaków z innych krajów!
Tym
razem to ja wytrzeszczyłem oczy.
-Serio?
- potaknął tylko. Fajnie, rodzice nawet o tym nie raczyli mi
wspomnieć. A może to miała być niespodzianka? Jeśli tak, to
naprawdę dziwna.
-Hej,
robisz coś dziś? - zapytał się nagle Arthur.
-Nie,
a co? - zapytałem się bezwiednie.
-Musisz
i tak zapisać się do jakiegoś klubu, więc czemu nie dołączysz
do nas? Mamy zespół, ale nasz wokalista odszedł, więc teraz
poszukujemy kogoś na zastępstwo. Ty masz fajny głos, może się
nadasz, ale na pewno będziemy wiedzieli dopiero, gdy faktycznie nam
coś zaśpiewasz.
-Co…?
A-ale ja nie umiem śpiewać! - zaprotestowałem.
-Ile
razy ja to już słyszałem… Słuchaj, musisz i tak gdzieś się
zapisać, więc co ci szkodzi? Chyba nie chcesz zapisać się do
klubu sportowego czy coś, don’t
you?
Tu
mnie miał; był tylko jeden przedmiot, w którym sobie nie radziłem
- wychowanie fizyczne.
-Skąd
wiesz? - zapytałem podejrzliwie.
-Widać
to po budowie ciała.
-Czemu
przyglądasz się mojej budowie ciała?!
-Bo…
Czemu zadajesz takie pytania?!
-A
nie mogę?!
-Nie!
Popatrzyliśmy
na siebie przez chwilę, oboje lekko podenerwowani. Zaśmialiśmy się
w tej samej chwili.
-Skończmy
ten temat, co?
-Zgoda
- potaknąłem.
Gdy
zadzwonił dzwonek, zdałem sobie sprawę, że właśnie zdobyłem
pierwszego przyjaciela w tej szkole.
Tak, to JEST ŚWIETNE.
OdpowiedzUsuńNo nic, nie mam do siebie siły... Czy ja w ogóle dał am kiedyś komentarz? XD
OdpowiedzUsuńStrasznie, mega, bardzo, uwielbiam, jak Toris poznaje Arthura :DO
Kocham tą scenę :)
Biedna Fela/Feliks, taki porzucony na środku korytarza >.<