czwartek, 23 kwietnia 2015

Rozdział XVI

Uwaga, uwaga! Ostrzegam, lekkie +18! Chociaż, zaraz, pewno i tak to zignorujecie i przeczytacie, prawda? ;)
Zapraszam do czytania i dziękuję za komentarze!

   -Toris! - wrzasnął Feliks i przytulił mnie mocno do siebie. - Martwiłem się! Zniknąłeś, potem nie odpisywałeś i nie oddzwaniałeś, a rano dowiedziałem się od Gilberta, że wyjechałeś…
   Zaślepiony i wymęczony do ostatnich granic, dopiero po paru sekundach zauważyłem, że coś tu się nie zgadza.
   -Co? - zapytałem wielce inteligentnie. - Jak to od Gilberta?!
   Feliks puścił mnie nareszcie, dzięki czemu mogłem odetchnąć spokojnie. Blondyn popatrzył na mnie z przepraszającym uśmiechem.
   -To nie tak, że napisałem do niego z nudów, bo ciebie nie było, Toris.
   -No mam nadzieję - warknąłem. Feliks zachichotał.
   -Jesteś zazdrosny! Jak uroczo, rzygam tęczą.
   -Wcale nie! - zaprotestowałem. - Po prostu… nie chcę, żebyś tak po prostu z nim gadał, bo nie wiadomo, co temu idiocie przyjdzie do głowy. Może ci znowu coś zrobić…
   -Toris, spokojnie - pokręcił głową. - Nie jestem aż tak naiwny i bezbronny. Mimo wszystko jestem jednak facetem.
   -Taa… - Jakoś to tłumaczenie nie potrafiło mnie przekonać. - Więc jak to się stało, że Gilbert wiedział, że wyjeżdżam? Siedział pod moim domem czy co?
   -A żebyś wiedział - pokiwał głową Feliks. - Wysłał mi zdjęcie, jak pakowaliście się z rodzicami do auta. Szczerze mówiąc, przestraszyło mnie to. - Wzdrygnął się.
   Uniosłem brwi do góry i już miałem coś powiedzieć, ale chłopak szybko mi przerwał.
   -Myślę, że chciał ci coś zrobić… Ale nie gadajmy o tym teraz. Rozpłaszcz się tutaj i chodź na górę do mnie.
   -Rozpłaszcz…? - nie zrozumiałem. Feliks przewrócił oczami.
   -W sensie, ściągnij płaszcz. Z którego ty jesteś stulecia?
   -Aa… - pokiwałem głową ze zrozumieniem. - Jestem obcokrajowcem, wiesz. Czyli po prostu mam się tutaj rozebrać…
   -Jezu, dopiero wlazłeś i już chcesz się rozbierać?! - Feliks teatralnie zasłonił usta dłonią i udawał zszokowanego. - To trochę szybko, wiesz?
   Wzniosłem oczy do sufitu.
   -Boże, czy ty to widzisz… - westchnąłem. - Ty się nigdy nie zmienisz, Feliks.
   Wyszczerzył zęby.
   -No, zajebistość jest permanentna.
  -Skromny jak zawsze.
  -Pff…
  -Nie “puffaj” na mnie.
  -Bo co? - zmrużył złośliwie oczy.
  -Bo… - zastanowiłem się chwilę, szukając jakiejś riposty, ale blondyn znowu mi przerwał:
  -... mnie zgwałcisz? Nareszcie! 
  -NIE! - wrzasnąłem. Chłopak wybuchnął śmiechem. - Normalnie pocałować już nie można?
  -Jeśli tak, to musisz mnie złapać!
  I poleciał na górę po schodach.
  Już miałem wrzasnąć za nim, ale nagle coś sobie uświadomiłem.
  Nie martwiłem się już o nic - jakbym istniał tylko ja, Feliks i nasz mały świat.
  I może tak właśnie było.



***

   Jak po nocnym niebie sunące białe obłoki nad lasem
   Jak na szyi wędrowca apaszka szamotana wiatrem
   Jak wyciągnięte tam powyżej gwieździste ramiona wasze
   A tu są nasze, a tu są nasze



   -Nie ruszaj się! Już prawie skończyłem!
   -Feliks, nie sądzę, że to dobry pomysł…
   -A tam! Zobacz, wyglądasz pięknie!
  Blondyn podsunął mi pod nos lustro i zobaczyłem siebie umalowanego jak dziewczynka z podstawówki idąca na dyskotekę - z dużą ilością brokatu i krwistoczerwoną szminką, która śmiesznie powiększała mi usta.
  -Tragedia - warknąłem. - Idę to zmyć.
   -Eeech?! - jęknął Feliks z zawodem. - Wyglądasz świetnie, w końcu ja cię malowałem! Daj przynajmniej zrobić sobie zdjęcie, co?
   -Nie.
   -Ładnie proooszę… - zatrzepotał rzęsami.
   -To nie zadziała - prychnąłem. - Tak czy inaczej, zmywam to w tej chwili.
   -Tylko szybko, bo muszę się jeszcze umyć - chłopak dał za wygraną. - Jakbyś nie zauważył, jest jeszcze dość wcześnie.
   -Jest pierwsza w nocy.
   -Przecież mówię, że wcześnie!
   Nie miałem zamiaru się z nim kłócić - byłem zbyt zmęczony; w końcu bycie na nogach przez dwa dni i całą noc dawało mi się we znaki.
   Gdy przyjechałem do Feliksa, było koło godziny piętnastej - naprawdę nie miałem pojęcia, jak te czas mógł nam tak szybko zlecieć. Cały czas byłem… No, szczęśliwy - inaczej tego uczucia chyba określić się nie da - oraz boleśnie świadomy, jak niewiele brakowało, bym to szczęście utracił.
   Tak niewiele brakowało, żebym go już nigdy nie zobaczył.
   Dobrze wiedziałem, ze nawet wtedy, gdybym osiągnął pełnoletność na Litwie, moi rodzice szybko znaleźli by coś, by zatrzymać mnie przy sobie; może nawet zeswataliby mnie z jakąś dziewczyną - kto to wie? Teraz byłem już pewny, że są zdolni do wszystkiego, żeby mnie chronić. A raczej - żeby chronić kogoś, o kim myślą, że jest ich synem.
   To, jak oni mnie widzieli, było zupełnie inne od tego, jaki naprawdę byłem; ale to w sumie także moja wina - okłamywałem ich przez długi czas, wmawiając, że Feliks to dziewczyna. Mieli prawo czuć się oszukani i wytrąceni z równowagi…
   ...ale to dalej nie tłumaczyło, dlaczego zachowali się tak, jak się zachowali.
  Zamknąłem drzwi i usiłowałem zmyć makijaż z twarzy za pomocą mydła, ale nie bardzo mi to szło.    Może lepiej by zadziałało, jakbym to potratował alkoholem albo jakimś płynem, pomyślałem, rozglądając się po łazience. A było co oglądać.
   Łazienka Feliksa, jak wszystko w jego domu, była urządzona “na bogato”; jakimś cudem zmieściła się tutaj i wanna z jacuzzi, i ogromna szafka pełna białych, puchatych ręczników, i wnęka pełna różnych dziwnych kosmetyków, których przeznaczenia nie mogłem się nawet domyślać.
   Ale może któryś z nich mógłby mi pomóc w zmywaniu dzieła sztuki nowoczesnej znajdującego się na mojej twarzy.
   Spojrzałem na napisy na buteleczkach - były tam jakieś kremy, mnóstwo szamponów i płynów do kąpieli…
   I lubrykant.
   Co to w ogóle jest?, zastanawiałem się. Obróciłem butelkę i z drugiej strony znalazłem instrukcję, o co tu chodzi.
   Żel Intymny nawilżający to lekki jedwabisty lubrykant zapewniający intensywnie zmysłowe doznania. Zawiera specjalne połączenie składników, które powoduje wzmocnienie doznań obojga partnerów…
   Szybko odłożyłem butelkę na miejsce.
   Będę musiał się później zapytać Feliksa, po cholerę ma taki rzeczy.
   Rzuciłem okiem jeszcze raz na wszystkie te płyny, kremy i inne. Spojrzałem na jacuzzi - wyglądało zachęcająco, a w sumie przydałoby się umyć…
   Nic to nie zaszkodzi, prawda?



***



   Oczywiście, że zaszkodziło.
   Ciepła woda… Cholerna, ciepła woda.
   Jak wiecie, usypiają mnie podróże samochodem i autokarem; usypia mnie też jeszcze jedna rzecz…
   Tak, zgadliście.
   Siedzenie w wannie z ciepłą wodą.
   -Hehehe… -usłyszałem. Chwilę zajęło mi zlokalizowanie źródła dźwięku… a potem wrzasnąłem.
   -FELIKS, do jasnej ciasnej, co ty robisz?!
   -Nic takiego, nie przejmuj się mną.
   -Jak mam się nie przejmować, jak leżysz ze mną w wannie?!
  -No wieeesz… -przeciągnął ostatnie słowo, uśmiechając się - nie bez powodu to jacuzzi ma dwa miejsca do siedzenia, wiesz?
   -Ale… ale… - patrzyłem szeroko otwartymi oczami na Feliksa. Leżał w wodzie, całkiem nagi, jak mogłem wywnioskować po konturze ciała, ale na szczęście bąbelków było akurat tyle, by zakryć to, co należało; martwiło mnie bardziej jednak co innego.
   Szybko zakryłem się nogami. Blondyn zaśmiał się.
   -Wi-dzia-łem! - przesylabizował, nie ukrywając dzikiej satysfakcji, a moja twarz stała się cała czerwona.
   -Zboczeniec… Podkradać się do ludzi, kiedy śpią - warknąłem. - A teraz nie mogę nawet wstać, żeby wziąć sobie ręcznik!
   -No właśnie - uśmiechnął się chłopak demonicznie. - Mój szatański plan działa, MWAHAHAHA!
   -To nie jest śmieszne - mruknąłem. Skuliłem się, jak tylko mogłem, a Feliks przeciwnie - rozwalał się, jak mógł najbardziej. Czułem się co najmniej niekomfortowo w takiej sytuacji.
   Zapadła na chwilę cisza, w której można było usłyszeć delikatne pękanie bąbelków na powierzchni wody.
   Feliks odezwał się:
   -Wiesz, mogę sobie pójść, jeśli…
   -Jeśli? - Podchwyciłem. Uśmiech blondyna odpowiedział mi sam za siebie.
   -Jeśli wynagrodzisz mi to w naturze.
   -Em… czyli….?
   -Dobrze wiesz, o co mi chodzi - puścił do mnie oczko.
   -Feliks… - zacząłem wymęczonym tonem, ale urwałem.
   Mogłem go stracić i więcej nie zobaczyć. Mogłem całkowicie zmarnować moją szansę na życie z kimś, kogo kocham.
   Jeśli nie teraz, to kiedy? Mogę nie mieć już drugiej szansy.
   -N-no dobrze - mruknąłem, a moja twarz stała się jeszcze bardziej czerwona, niż wcześniej. Feliks otworzył szerzej oczy.
   -Serio?!
   -No przecież mówię! - przewróciłem oczami, a blondyn rozpromienił się.
   -No to na co jeszcze czekasz?
   Nachyliłem się do niego i pocałowałem go mocno, tak, jakbym miał już nigdy go nie zobaczyć.
   Odpowiedział z entuzjazmem, przyciągając mnie do siebie i oplatając rękami i nogami. Delikatnie tuliłem go do siebie, jakby był zrobiony z kruchego szkła i mógł się potłuc.
   I nagle zrozumiałem, że nie mam zielonego pojęcia, co robić dalej. Przerwałem pocałunek.
   -Emm… Feliks?
   -Co?
   -Co mam teraz… w sensie… jak dwaj faceci…?
   Feliks spojrzał na mnie jak na idiotę, po czym westchnął.
   Tylko ty potrafisz tak spektakularnie zepsuć atmosferę… Musisz mnie… wiesz.
   -Właśnie o to chodzi, że nie wiem!
   -A do czego służy lubrykant?
   Zapadła cisza. Patrzyłem się na Feliksa, a musiałem wyglądać wyjątkowo głupio, bo się zaśmiał.
   -A myślałeś, że po co go kupiłem?!
   Moja twarz płonęła ze wstydu.
  -N-nie gadaj tyle - mruknąłem. Sięgnąłem po lubrykant i wylałem go sobie trochę na dłoń, po czym spojrzałem pytająco na Feliksa. Z bardzo dorosłym wyrazem twarzy wytłumaczył:
   -Musisz go rozprowadzić.
  -W sensie, jak?
  -No… w środku.
  Nareszcie do mnie dotarło.
  -Em, n-no dobrze…
  Feliks łaskawie naprowadził moją dłoń tam, gdzie należało. Wsunąłem powoli jeden palec… drugi.
  Feliks pisnął.
  -Wszystko w porządku? - zapytałem.
  -T-tak, chyba tak…
  Gdy uznałem, że już jest gotowy, powoli wszedłem w niego.
  I nie wiem, jakim cudem myślmy się tam wtedy nie potopili.



***



   Obudziłem się, trzymając w ramionach Feliksa. Wyglądał tak słodko, że aż musiałem się uśmiechnąć; spał z na wpół otwartymi ustami, wrzucając z siebie powietrze z cichym sapnięciem. Nie miał peruki - mogłem zauważyć, że jego włosy zaczynają już pomału odrastać, co jeszcze bardziej poprawiło mi humor.
   Rany się goją… A my jesteśmy razem. Razem!
   Dalej nie mogłem w to uwierzyć… w to wszystko - dziś w nocy zrobiliśmy coś, co…
   Uch…
   No...
   To było świetne.
   -Toris? - powiedział zaspanym głosem chłopak, po czym ziewnął. - Dzień dobry.
   -Dzień dobry - odpowiedziałem. - Jak się księżniczka dzisiaj czuje?
   -Tyłek mnie boli.
   -Dziękuję za tą szczegółową i jakże potrzebną uwagę odnośnie moich umiejętności.
   -Coś ty się taki wrażliwy nagle zrobił? - warknął Feliks żartobliwie. - I tak było zajebiście, księciuniu. A teraz, jeśli łaska, chciałbym udać się do łazienki i się przebrać, dobrze?
   Wygramolił się łóżka, wziął jakieś ubrania i zniknął w łazience.
   Z westchnieniem niezadowolenia uznałem, że powinienem także się ubrać, więc nałożyłem na siebie jakieś duże ciuchy Feliksa. To był ten plus posiadania chłopaka; mogłem pożyczyć od niego majtki, jak bardzo musiałem - z dziewczyną byłoby trudno.
   Feliks przyszedł do pokoju i od razu zauważyłem, że coś jest nie tak. Zanim zdążyłem zapytać, o co chodzi, wypalił:
   -Twoi rodzice są pod domem.
   Zamarłem.
   Co miałem teraz zrobić? Udawać, że mnie nie ma? Uciekać?
   Nie. Miałem już dość uciekania.
   -Idę do nich - powiedziałem. Feliks pokiwał głową.
   -W takim razie idę z tobą.
   -Feliks, nie możesz…
   Ale on już zbiegał an dół po schodach. Nie pozostawało mi nic innego, jak podążyć za nim.
   Wyszliśmy na chodnik przed domem; faktycznie, moi rodzice stali przy aucie i głośno się kłócili. Gdzieś na ulicy wył silnik jakiegoś samochodu.
   -Mówiłam ci, żeby… - gestykulowała żywo moja matka, a potem jej wzrok padł na mnie i zamilkła.
   Ojciec patrzył się na mnie ze złością… I zauważył Feliksa.
   W oczach mojego taty widziałem czystą nienawiść, co mnie przeraziło.
   Ojciec ruszył w naszą stronę.
  -Feliks, do tyłu! - wrzasnąłem i popchnąłem blondyna, jak najdalej od mojego taty. Czyli prosto na ulicę.
   Gdy uświadomiłem sobie, co zrobiłem, wrzasnąłem.
  Mogłem tylko patrzeć, jak auto zderza się z moim chłopakiem; oczy Feliksa, przerażone i zaskoczone, były utkwione we mnie.
   A potem zwalił się ciężko na ziemię i mógłbym przysiąc, że usłyszałem dźwięk pękających kości pomimo pisku opon.



   Jak suchy szloch w tę dżdżystą noc
   Jak winny - li - niewinny sumienia wyrzut
   Że się żyje, gdy umarło tylu, tylu, tylu
   Jak suchy szloch w tę dżdżystą noc
   Jak lizać rany celnie zadane

   Jak lepić serce w proch potrzaskane

3 komentarze:

  1. Świetna akcja z tą wanną xD Jak dla mnie ta część końcowa mogła być taka, że ojciec Torisa popycha Feliksa, a nie on, ponieważ wyszło trochę głupio... Ale nie tak głupio, że mi się nie podobało, tylko chodzi o to, że troszkę to dziwne i nawet śmieszne (A takie być nie powinno). Ale to tylko taka mała uwaga ode mnie, więc się nie przyjmuj :D I tak świetnie piszesz, czekam na więcej!

    OdpowiedzUsuń
  2. Matko. Ciekawe co będzie z Feliksem. ;__; A ta akcja w wannie... Ehehe..:)

    OdpowiedzUsuń
  3. Hohoho akcja w wannie zawsze spoko ^^ ale ta końcówka... to serio dziwne, że to Toris wypchnął Feliksa na ulicę. Bardziej dramatycznie by było, gdyby zrobił to ojciec albo Toris w obronie swojego chłopaka został popchnięty. Ale czekam na dalszy ciąg wydarzeń i MASZ MI NIKOGO NIE UŚMIERCAĆ!!
    Mimo mojej drobnej uwagi podobało mi się ;)

    OdpowiedzUsuń