niedziela, 12 kwietnia 2015

Rozdział XIV

   Kompletnie nie wiedziałem, co ze sobą zrobić. Chodziłem po wszystkich pokojach w domu tak długo, aż mój tata z poirytowanym wyrazem twarzy nie poprosił mnie, bym sobie znalazł jakiekolwiek zajęcie, najlepiej z dala od niego. Wróciłem więc do mojego pokoju; Feliks dalej spał, zawinięty w koc. Usiadłem na krześle i zaraz wstałem, nie mogąc usiedzieć w miejscu przez dziesięć sekund - byłem zbyt zdenerwowany.
   O Boże…, pomyślałem. Oni NA PEWNO coś zrobią. Gdy tylko się dowiedzą, będziemy mieli piekło, nie wspominając już nawet o tym, że mama i tata dowiedzą się, że Fela to Feliks - w aktach jest przecież zarejestrowany  jako facet… Z drugiej strony ciekawe, jak to możliwe, że w szkolnych papierach jest Felą. Będę musiał się go spytać, jak tylko wstanie.
   Usłyszałem ziewnięcie i obróciłem się w stronę łóżka; Feliks wygrzebywał się właśnie spod koców, zasłaniając sobie usta dłonią i ziewając szeroko.
   -Dzień dobry - powiedział zaspanym głosem.
   -Dobry - mruknąłem w odpowiedzi.
   -Co tak się miotasz jak szatan po pokoju? - zapytał chłopak. - Spać nie można!
   Koc spadł mu z głowy, odsłaniając prawie całkowicie wygoloną czaszkę. Feliks rzucił szybkie spojrzenie w moją stronę, po czym z powrotem się zakrył; mogłem zauważyć, jak pobladł.
   Westchnąłem.
   -Feliks?
   -Czego?
   -Jesteś piękny, wiesz?
   Popatrzył na mnie, zaskoczony, i zarumienił się.
   -D-dzięki… - mruknął. - Ale mówisz tak tylko dlatego, bym się lepiej poczuł, prawda?
   -Nie - zaprzeczyłem szybko. - Ty… no, jesteś piękny. I nie potrzebujesz długich włosów, by być ideałem, wiesz? - usiadłem obok niego na łóżku i delikatnie ściągnąłem z niego koc. Feliks nie opierał się; wpatrywał się tylko swoimi wielkimi oczami we mnie, jakby chcąc wybadać, czy naprawdę myślę to, co powiedziałem. Otaksowałem go wzrokiem.
   To prawda, brakowało mi jego jasnych, słodko pachnących włosów, ale nie sprawiało to, by Feliks wyglądał gorzej; jedyną różnicą, którą mogłem zauważyć, było to, jak jego rysy twarz stały się bardziej wyraziste, męskie. Teraz, nawet gdyby się mocno umalował, nie mógłby uchodzić za dziewczynę. Ale i tak był piękny; te oczy, jasnozielone, z wesołymi iskierkami; rzęsy, długie i smoliście czarne, jakie chciałaby mieć niejedna dziewczyna.
   -Jesteś piękny - powtórzyłem cicho i pocałowałem go w czoło. Feliks prychnął.
   -Co, myślisz, że takie buzi w czółko mnie zadowoli? Nie tędy droga, królewiczu.
   -Jak sobie życzysz, księżniczko - odparłem z uśmiechem i dotknąłem ustami jego ust.
   -Och, chyba nie powinnam wam przeszkadzać…
   Szybko przerwałem pocałunek i popatrzyłem w sufit, jakby prosząc Boga na świadka.
   -Czemu, kochana mamo, musisz zawsze przychodzić w najmniej odpowiednim momencie?!
   -Nie pyskuj - odpowiedziała ze stoickim spokojem. - Przyniosłam perukę. A, no i macie się stawić na komisariat - wiecie, złożenie zeznań i tym podobne…
   Feliks zamrugał, zaskoczony.
   -Eee… Że co?!…  - powiedział. Moja mama spojrzała na niego surowo, więc szybko dodał: - ...Proszę pani?
   -Ech… - westchnęła i pokręciła głową. - Dzieciaki…
   -Mamo… - przewróciłem oczami. - Jesteśmy prawie dorośli!
   -Ale dalej zachowujecie się jak dzieci,  a ty już na pewno - zgasiła mnie moja rodzicielka. - Przecież to klasyczny przykład znęcania się! Wiecie, jest takie angielskie słowo, bullying - zaczęła się rozkręcać - i nie ma odpowiednika w języku polskim, ale najbliższe jest tłumaczenie na właśnie “znęcanie się”, choć tak właściwie oznacza…
   -Mamusiu kochana, mogłabyś nie spamować etymologią trudnych słów? - pokręciłem głową, a moja rodzicielka prychnęła lekko.
   -Jak ty się do mnie zwracasz, dziecko?
   -Chciałem tylko, żebyś już przeszła do sedna sprawy, a nie gadała niepotrzebne rzeczy. Tak trochę mamy tutaj dość napiętą sytuację…
   -Żadnego szacunku dla języka… - westchnęła, kręcąc głową. - Dobrze, skoro nie chcecie się uczyć czegoś pożytecznego, to w telegraficznym skrócie: chodzi mi o to, że jeśli nie wyciągniecie z tego konsekwencji, to ci chłopacy mogą nie dość, że wam jeszcze bardziej uprzykrzyć życie, to mogą zacząć to robić jeszcze z innymi ludźmi. Nie można tego tak po prostu zostawić; muszą za to zapłacić, zwłaszcza, że zrobili coś niewybaczalnego dla kobiety - tu mama uśmiechnęła się ciepło do Feliksa, a ten niepewnie odwzajemnił uśmiech. - W średniowieczu czarownicom ucinało się włosy na krótko, wiesz? To było największe upokorzenie dla niewiasty.
   -Mamo, znowu zaczynasz…
   -Toris! Może ciebie nie obchodzą takie ważne rzeczy, ale może tą tu obecną młodą damę jestem zdolna jeszcze uratować przed kompletnym…
   -Zrozumiałem - przerwałem jej, zanim zdążyła się rozkręcić.
   -To dobrze. Mózg jeszcze żyje - odpowiedziała ironicznie, po czym podała perukę Feliksowi.
   -Ta jest najbardziej zbliżona do twojego naturalnego koloru włosów, no i trochę ją obcięłam, by układała się tak samo, jak normalne włosy. Przymierz!
   Feliksowi trochę trzęsły się dłonie, ale w końcu - z małą pomocą mojej matki - udało mu się włożyć poprawnie perukę.
   Szczerze? Gdybym nie wiedział, nigdy bym nie zgadł, że Feliks ma sztuczne włosy; mama miała dobre oko i idealnie dobrała kolor i stylizację.
   -J-jak wyglądam? - zapytał się mnie Feliks, spoglądając szeroko otwartymi, nieufnymi oczami, jakby się bał, że wygląda okropnie.
   -Jak zawsze… W sensie, że dobrze - odpowiedziałem, wzruszając ramionami. - W łazience jest lustro, możesz iść i się przejrzeć, jak chcesz.
   -Dzięki - uśmiechnął się blondyn. - Gdzie…?
   -Pierwsze drzwi na lewo na korytarzu - odparłem szybko.
   Chłopak wstał i wyszedł z pokoju; zostałem sam z mamą. Uśmiechnąłem się do niej.
   -Dzięki, mamo. Jesteś najlepsza.
   -No wiem - odpowiedziała z wielkim uśmiechem, jednak szybko zszedł jej on z twarzy.
   -Toris - zaczęła.
   -Słucham.
   -Opiekuj się Felą - popatrzyła mi prosto w oczy. - Jest delikatna; nie możesz nigdy, przenigdy pozwolić, żeby coś jej się stało, rozumiesz? A twoje zachowanie nie wskazuje na to, byś na razie był na tyle odpowiedzialny, byś ją mógł dobrze chronić. Chodzi mi o to… - wskazała kciukiem drzwi, którymi wyszedł Feliks - że gdybyśmy z ojcem nie dowiedzieli się o tym, co się jej stało, zostawiłbyś to tak, prawda?
   -No… tak - przytaknąłem. - Ale dzięki twojemu wykładowi już wiem, że trzeba by to było zgłosić na policję. Tylko wiesz… - podrapałem się w głowę, szukając odpowiednich słów, by wyrazić to, co czuję. - Chodzi mi o to, że dla mnie to jest jakaś przesada; teraz już nie ma żartów, będzie postępowanie w sądzie i tak dalej…
   -I właśnie o to chodzi - westchnęła moja mama. - Jest taki ładny cytat… “Musisz być odpowiedzialny za to, co oswoiłeś”.
   -To z “Małego księcia”, prawda?
   -Tak! No, widać, że czegoś jednak się nauczyłeś! - mama zmierzwiła moje włosy tak samo, jak miała to w zwyczaju, gdy jeszcze byłem młodszy. - Chyba sam najlepiej wiesz, co to oznacza, prawda?
   Pomyślałem o Feliksie; o wszystkim, co mu się przytrafiało - o naszym pierwszym spotkaniu, nieufności z mojej strony; o wycieczce, kiedy mnie pocałował, kiedy płakał, i o tym, kiedy mu zaufałem. O świętach, naszych wspólnych świętach i sylwestrze.
   Zrozumiałem.
   -Tak, mamo.



***



   Komisariat policji nie jest najlepszym miejscem, by wybrać się na randkę.
   Czułem się się strasznie zagubiony w tym wszystkim - w hałasie, w rozmowach ludzi w mundurach, a Feliks kurczowo wbijający dłonie w moją kurtkę nie pomagał. Mój ojciec także; cały czas uśmiechał się i mrugał do mnie znacząco, tak że czułem, jak się rumienię, co w obecnej sytuacji było co najmniej nie na miejscu.
   Czekaliśmy jeszcze parę minut, aż w końcu ktoś się nami zajął; podszedł do nas facet w średnim wieku, z długimi, spiętymi w koński ogon jasnymi włosami. Wyglądał na nieco znudzonego.
   -Dzień dobry - przywitał się. - Wy w sprawie tej sprawie o alimenty? Jak tak, to proszę do…
   -Nie, nie! - zaprzeczyłem szybko. - Em… pobicie?
   -Aaa, ta sprawa! - pokręcił głową facet. - Jak tak, to musimy was przesłuchać osobno… Ja może porozmawiam z tobą, młody człowieku, a z tą panną tutaj mój kolega…
   -Cześć, German! - podszedł do nas drugi facet w mundurze; był dobrze zbudowany, z ciemnymi, kręconymi włosami i mówił strasznie głośno. - Jak tam zdrówko? Może wyskoczymy gdzieś, hę?
   -Roman - warknął blondyn - po pierwsze, jesteśmy na służbie, a po drugie mamy tu sprawę, trzeba przesłuchać tę panią…
   -O, witam piękną pannę! - facet nazwany Romanem uśmiechnął się do Feliksa, który zarumienił się faktycznie jak dziewczyna.
   -D-dziękuję… - odpowiedział Feliks. Miałem ochotę powiedzieć temu Romanowi, co o nim myślę, ale zanim zdążyłem cokolwiek zrobić, mój ojciec położył mi dłoń na ramieniu.
   -Cóż, chyba nie jestem wam już potrzebny. Poczekam na zewnątrz, dobrze?
   -Lepiej, żebym i z panem porozmawiał - odpowiedział szybko mężczyzna nazwany Germanem - wie pan, chodzi o to, by sprawdzić ważność zeznań… Nie zajmie to długo.
   -Dobrze - zgodził się tata. - Poczekam na was tutaj. Mam nadzieję, że ich nie wymęczycie za bardzo - uśmiechnął się do Romana.
   -Nic się nie bój! - Roman przeszedł z moim ojcem na “ty”, ale tata chyba nie miał nic przeciwko temu.
   -Dobrze… Roman, zaprowadź pannę do gabinetu. I nie próbuj nic, tak jak ostatnim razem, bo na prawdę będę musiał potraktować poważnie to oskarżenie o molestowanie…
   -Ej, to było dawno! - zaprotestował Roman. - I nic jej nawet nie zdążyłem zrobić!
   -Tak, tak - przewrócił oczami German. - W każdym razie zapraszam na przesłuchanie.



***



    Usiedliśmy - ja po jednej stronie biurka, German po drugiej. Czułem się bardzo dziwnie, siedząc w takim miejscu na komisariacie; wyobrażałem sobie co prawda takie miejsce już wcześniej, ale nawet nie podejrzewałem, że będę musiał siedzieć w takim miejscu, gdy czegoś nie przeskrobałem. Musiałem wyglądać bardzo niepewnie, bo German uśmiechnął się lekko i powiedział:
   -Nie spinaj się tak, młody człowieku. Nie musisz się bać; to tylko rutyna. Musisz potwierdzić parę informacji i twoja dziewczyna będzie bezpieczna, dobrze?
   -Mhm - potwierdziłem mruknięciem; bałem się, że gdybym coś odpowiedział słowami, mój głos byłby żałośnie słaby.
   -Więc tak… - German zerknął na stos kartek, leżący przed nim. - W dniu dziewiątego stycznia tego roku Feliks Łukasiewicz został zaatakowany przez chłopców uczących się w tym samym liceum co on; nazywali się oni Gilbert Beilschmidt i Iwan Braginsky. Czy tak?
   -Tak - odpowiedziałem. - Zaraz, co?!
   Blondyn lekko uśmiechnął się z politowaniem, słysząc strach w moim głosie.
   -Dobrze słyszałeś. Powiedziałem “Feliks”, a nie “Fela”; w aktach nie figuruje żadna Fela ani Feliksa Łukasiewicz, za to jest Feliks. Myślę, że to nie przypadek, i chyba mam rację, nieprawdaż?
   Popatrzyłem na niego, spanikowany. Jednak nie wydawało mi się, by German był w jakikolwiek sposób złośliwy ani coś w ten deseń, wręcz przeciwnie - w jego wzroku było coś jakby współczucie.
   Chyba mogę mu powiedzieć prawdę, uznałem. Wydawał się godny zaufania.
   -Zgadza się - powiedziałem powoli. - To facet, nie dziewczyna.
   -Mogę się dowiedzieć, dlaczego wszyscy traktują go jak dziewczynę i dlaczego sam przedstawia się jako dziewczyna? - zapytał blondyn. Nie zrobił tego nachalnie; zdawało mi się, że jest jedynie zaciekawiony i nie ma zamiaru wykorzystać tej wiedzy przeciwko nam.
   -To… długa historia - przyznałem. - W wielkim skrócie: zakochał się w facecie, a ten nie zwróciłby na niego uwagi, gdyby Feliks nie zaczął udawać dziewczyny. No i teraz jesteśmy w dość dziwnej sytuacji, kiedy właściwie nie musi on tego robić, ale wszyscy myślą, że jest dziewczyną… No i jakoś tak wyszło - rozłożyłem ręce.
   -Ach… - German pokiwał głową. - Rozumiem. Ech, niestety często myślimy, że powinniśmy się sami zmienić dla tej jedynej osoby, by zdobyć jej zaufanie, a na końcu nie osiągamy niczego; tylko tracimy samych siebie.
   Potaknąłem nieśmiało. German tylko machnął ręką i uśmiechnął się.
   -No, w sumie to już chyba skończyliśmy, - powiedział - tylko podpisz się tutaj i uznam sprawę za zamkniętą. Ci chłopacy, którzy dopuścili się tej napaści, będą mieli nauczkę na przyszłość; przy odrobinie szczęścia uda nam się oduczyć ich tego zachowania.
   Podpisałem podsuniętą przez Germana kartkę i uśmiechnąłem się lekko do niego.
   Był w sumie całkiem miłym facetem.
   -Dziękuję za pomoc - powiedziałem, podając mu kartkę. Machnął tylko ręką.
   -To moja praca, bądź co bądź. No, idź już, i proszę zawołaj tu swojego ojca z łaski swojej. Im więcej osób się tu podpisze, tym lepiej.
   Wyszedłem z pokoju przesłuchań i od razu podszedłem do mojego ojca siedzącego na krześle w poczekalni, który wpatrywał się we mnie pytającym wzrokiem. Odpowiedziałem na jego milczące pytanie:
   -Dostaną za swoje. A, i jeszcze ten facet, German, prosi cię na chwilę do pokoju; chodzi o jakiś podpis czy coś…
   -No i prawidłowo - uśmiechnął się szeroko tata, wstając z krzesła. Poklepał mnie po ramieniu. - Zawsze należy bronić swojej kobiety. Do ostatniej kropli krwi!
   -Jasne - odparłem i usiadłem ciężko na plastikowym krześle. Odetchnąłem z ulgą; wszystko zmierzało ku najlepszemu końcowi - Gilbert i Iwan dostaną za swoje, a my z Feliksem będziemy mieli wreszcie spokój.
   Ciekawe, jak mu idzie przesłuchanie, pomyślałem.
   Pozostawało mi tylko czekać.
   Ale, na moje nieszczęście, niedługo.
   Mój tata wyszedł z pokoju przesłuchań i skierował się w moim kierunku. Od razu poczułem, że coś jest nie tak; już się nie uśmiechał.
   -Em, tato? - zapytałem niepewnie. - Coś… się stało?
   Nie odpowiedział, tylko chwycił mnie za ramię i pociągnął za sobą do wyjścia. Zabolało.
   -Aua, tato, przestań! - prawie krzyknąłem, a parę osób obróciło się za nami. Ojciec, ignorując wszystko, dalej ciągnął mnie do wyjścia. - O co ci chodzi?!
   -Wracamy.
   -C-co? - głos mi się trząsł. - Ale… Fela!
   -Nie wspominaj mi o nim.
   Moje serce zamarło.
   Ojciec wiedział.
   -Zaraz… muszę jeszcze…
   -NIC nie musisz! - wrzasnął. - Nie ŻYCZĘ sobie, byś… byś spotykał się z kimś takim. Wracamy!
   -Nie! - zaprotestowałem, bezskutecznie usiłując się wyrwać z uścisku. - Nawet jeśli mi zabronicie, mam zamiar być z Feliksem!
   Ojciec zaśmiał się szyderczo.
   -Nie sądzę.
   -Czemu?
   -Wracamy, Toris. Na Litwę. I gwarantuję ci, że tam nie będzie takich dziwadeł jak w tym popierdolonym kraju.

   Świat się zawalił.



____

Dobry den! Przepraszam z całego serca za opóźnienia w pisaniu, ale mam jakieś problemy z Internetem, a jeszcze na dokładkę zaczęłam brać leki antydepresyjne, więc cały czas jestem zmęczona... Ale nie bójcie się, mam zamiar z całych sił starać się pisać następne części na czas! I jeszcze raz dziękuję za komentarze; wiem, że się powtarzam, ale serio pomaga mi świadomość, że ktoś to jednak czyta xD Wszystkiego dobrego!

2 komentarze:

  1. Bez kitu, jeszcze jakąś niecałą godzinę temu zastanawiałam się kiedy nowy rozdział. XD Oczywiście świetny jak zwykle ^^

    OdpowiedzUsuń
  2. Ci policjanci mnie rozwalili ;)
    ale... ŻE COOOO??!! Jaki powrót?! Jaka Litwa?! Nie, ja się nie zgadzam na taki koniec!! Ah, co za nietolerancyjni ludzie!!
    Ale nawet jak tam pojadą to Toris będzie dorosły w papierach i wróci do Feliksa... na pewno. Prawda??
    zostało mi tylko czekać na ciąg dalszy tej historii ^^

    OdpowiedzUsuń