sobota, 21 marca 2015

Rozdział X

   Dni dłużyły się niemiłosiernie, ale nawet czas musiał się nad nami zlitować - w końcu nadeszła upragniona przerwa świąteczna. Chociaż w sumie nie wiedziałem, czy bardziej denerwuję się, czy cieszę - w końcu to były moje pierwsze święta bez rodziców. W dodatku miałem być sam na sam przez parę dni z moim…

   ...Chłopakiem.
   Boże, to brzmiało dziwnie.
   Kolejny powód, żeby się martwić - ostatnio jakoś się dużo tego nazbierało. Cóż, od zawsze przyciągałem problemy jak magnes, a teraz dodatkowo dobrałem się w parę z osobą, która także przyciągała kłopoty.
   W każdym razie - spakowałem się zaraz potem, jak tylko mogłem. Wyjeżdżaliśmy dwudziestego trzeciego grudnia - trochę późno, ale byliśmy pewni, że ze wszystkim zdążymy do jutra.. Mieliśmy z Feliksem zamiar zabrać się jak najszybciej z miasta busem na wieś, by mieć jak najwięcej czasu na przygotowanie domku na święta. Z tego, co się dowiedziałem, trzeba było wszystko wysprzątać, nie wspominając już o tak oczywistych rzeczach jak ubieranie choinki czy gotowanie świątecznych potraw.
   Czekały nas pracowite święta, ale byłem jednocześnie pewien, że będą to jedne z lepszych świąt Bożego Narodzenia w moim życiu. A prezent dla Feliksa miałem już przygotowany… Ale o tym potem.
   -Heeej! Cześć, Toris! - uśmiechnął ie do mnie Feliks. Ku mojemu zdziwieniu, dziś nie założył spódnicy. Więcej - jedyną różową rzeczą, którą miał przy sobie, była ogromna walizka, która - byłem tego pewien - zawierała tyle ubrań, że wystarczyłoby na prezenty świąteczne dla trzech sierocińców.
   -Cześć, Feliks - uśmiechnąłem się. Mimo iż nie był pomalowany, nie wyglądał wcale źle - może to zabrzmieć dziwnie, ale był jedną z tych niewielu osób, które wyglądały dobrze i z makijażem, i bez. Był po prostu ładny i już!
   -Kiedy ma być nasz bus? - zapytałem. Feliks rzucił okiem na zegarek.
   -Tak z parę minut jeszcze… A co?
   -Feliks… - popatrzyłem mu prosto w oczy.
   -Co?
   -Twój zegarek stoi, prawda?
   -Boże, to miał być podtekst?! - wrzasnął Feliks. - W sensie, tu i teraz?! Jasne!
   -NIE! - pokręciłem szybko głową, a moje policzki zaczerwieniły się. - Tot y masz jakieś skojarzenia, a mi po prostu chodziło o to, że chyba mówiłeś ostatni, że ci się wyładowała bateria, a ja ci jej jeszcze nie zmieniłem, więc…
   Przerwał mi pisk kół nadjeżdżającego autobusu. Czym prędzej pomogłem Feliksowi wpakować walizkę do pojazdu i kupiłem bilety u kierowcy. Blondyn wyglądał, jakby miał ochotę wybuchnąć śmiechem i tylko ostatkami sił powstrzymywał się od wydarcia się na całe auto.
   -Ogarnij się - warknąłem, siadając koło niego. W odpowiedzi usłyszałem zduszony chichot. Przewróciłem oczami.
   I oczywiście zasnąłem w trakcie jazdy.



***



   -No wiesz, mogłeś mnie przynajmniej obudzić, gdy spadła na mnie twoja walizka.
   -Po co? O wiele lepiej wyglądałeś, gdy moje rzeczy wyrypały ci się na głowę.
   -Mogłeś powiedzieć, że wziąłeś damską bieliznę . Wiesz, jak na mnie spojrzały te babcie z tyłu, jak wstałem ze stringami na twarzy? I w ogóle skąd ty masz takie rzeczy?!
   -Cóż, nikt nigdy nie domyślił się, że nie jestem dziewczyną… Więc kupowanie takich rzeczy nie sprawia mi problemu…
   -Ej, zaraz. Czyli twierdzisz, że ten strój pokojówki z sex shopu też ci normalnie sprzedali?
   -No… tak.
   -Ej, tak w ogóle po co go wziąłeś?
   Feliks zaczerwienił się.
   -Tajemnica!
   Szliśmy razem poboczem drogi taszcząc nasze walizki - to znaczy, bardziej ja je niosłem, bo Feliks nie miał najmniejszego zamiaru zdrapać sobie lakieru z paznokci. Było zimno; mróz gryzł w odsłonięte  części twarzy, a lód w kałużach na drodze zamarzł. Zbliżaliśmy się do wsi - tam, gdzie mieścił się domek; od przystanku nie było tam na szczęście zbyt daleko. Nie mogłem się doczekać, aż wreszcie będę mógł usiąść sobie na kanapie z kubkiem czegoś ciepłego.
   -Ej, Toris! - zaczepił mnie Feliks. - Patrz, koniki!
   Faktycznie, rzut beretem od nas biegały na padoku konie. Ja nie widziałem w tym nic ciekawego, ale blondyn niemal szalał ze szczęścia.
   -Idź do nich, jak chcesz, tylko daj mi klucze – powiedziałem, widząc, że żadną siłą nie zmuszę Feliksa, by poszedł ze mną do domu. Blondyn bez słowa wręczył mi klucze i popędził w kierunku zwierząt, a ja kontynuowałem taszczenie jego bagaży do domku. Wiedziałem z grubsza, jak wygląda ten budynek i gdzie się znajduje - Feliks wszystko mi drobiazgowo wytłumaczył, tak że pamiętałem nawet, jakiego koloru są wycieraczki w kuchni.
   Nie zajęło mi więc dużo czasu znalezienie budynku; czym prędzej otworzyłem drzwi i wszedłem do środka, zostawiając walizki Feliksa w przedpokoju.
   Było czyściej, niż się spodziewałem, ale wciąż całość nadawała się do porządnego wyczyszczenia; kurz zalegał na wyższych półkach w kuchni, a talerze w szafkach wyglądały na nieużywane od dawna. Domek był piętrowy - dzięki Feliksowi wiedziałem, że na piętrze znajduje się sypialnia - ale nie miałem zamiaru teraz tam wchodzić; lepiej było szybko włożyć do lodówki produkty spożywcze i spróbować coś ugotować dla nas na przegryzkę. Postawiłem wodę na herbatę i zacząłem robić jakieś kanapki; zaczęło już się ściemniać. Miałem nadzieję, że Feliks szybko wróci do domu - czułem się niespokojny na myśl, że będzie sam po ciemku na dworze.
   Naprawdę ci na nim zależy, co? ,odezwał się głos w mojej głowie.
   Chyba tak, odpowiedziałem mu.
   To było naprawdę ciekawe uczucie, robić jedzenie dla dwóch osób; czekać na zagotowanie się wody dla nas obojga na herbatę i oczekiwać na niego, aż przyjdzie do domu. To było… ciepłe. Po prostu ciepłe; trudno mi to opisać, ale to było naprawdę przyjemne - ta świadomość, że będziemy sami, we dwoje, i nie musimy się o nic martwić. Jeśli tak miałbym się czuć przez cały czas, kiedy bylibyśmy razem…
   ...to chyba nie byłoby takie złe.
   -Toriiis! Już jestem! - wrzasnął Feliks, rozrzucając swoje ubrania po podłodze i zabierając się do rozsznurowywania glanów.
   -Wstaw swoje buty do szały, a kurtkę na wieszak, a nie rozwalaj się tu! - warknąłem. Blondyn roześmiał się.
   -Miły jak zawsze… O, co tam pichcisz?
   -Em… “Pichcisz”? - zapytałem. Nie pamiętałem tego słowa.
   -W sensie, co to znaczy? - Feliks porwał jedną kanapkę z talerza. - To znaczy, jakby, “gotujesz”, tylko jest fajniejsze.
   -Nie podżeraj! Za chwilę siądziemy do stołu i zjemy normalnie! - upomniałem go. Blondyn nadął policzki i odburknął coś w odpowiedzi.
   -Pójdę i dam walizki do pokoju, dobra? - mruknął i zniknął z kuchni. Miałem nadzieję, że nie zabije się, próbując wepchnąć swoje torby na górę - to, że ja przeżyłem, gdy w autokarze spadły mi na głowę, to jakiś cud.
   Nakryłem do stołu, uprzednio opłukując naczynia w zlewie, i zaparzyłem herbatę. Nalałem ją do kubków - lepiej było, żeby trochę ostygła, bo wiedziałem, że Feliks woli, gdy jest chłodniejsza.
   Miłość polega na tym, że specjalnie zrobisz takie żarcie, jakie lubi, herbatę taką, jaką lubi, i to wszystko odruchowo, bez poświęcenia temu ani jednej myśli, odezwał się znowu głos w mojej głowie.
   Zaczynałem naprawdę filozofować. Albo udziela mi się magia świąt, albo do reszty oszalałem.
   Chyba raczej to drugie. Bo jaki inny facet wkopałby się w takie bagno, i to na własne życzenie? Jaki inny facet miałby tak przerąbane tylko dlatego, że zakochał się w niewłaściwej osobie?
   No tak, większość spraw, które mieliśmy załatwić z Feliksem - czyli jego ujawnienie się przed wszystkimi w szkole i zerwanie z Gilbertem - pozostawała wciąż przed nami,a le oboje wiedzieliśmy, że ten moment nieuchronnie się zbliżał; czuliśmy oboje, że będzie to przysłowiowe “być albo nie być” - wydarzenie, od którego bardzo wiele będzie dla nas zależeć. I jednocześnie baliśmy się tego momentu i go pragnęliśmy; bez niego nie wykonamy żadnego postępu, nie będziemy mogli nawet normalnie gdzieś wyjść, nie jako Fela z kumplem, ale jako Feliks i Toris. Para.
   To było dziwne… Ale chciałem tego.
   Blondyn zeskoczył z ostatnich paru stopni schodów i klapnął na krzesło obok mnie.
   -Hej, patrz, co znalazłem!
   Pomachał mi przed twarzą szklanymi butelkami. Tyskie.
   -Skąd ty masz piwo?! - zapytałem. Feliks uśmiechnął się w odpowiedzi.
   -Ponoć wyglądam na starszego, niż jestem…
   -Ale… ale… - zabrakło mi słów. Po prostu… dla mnie… nie. Może to było dziwne i większość chłopaków w moim wieku nie myśli w ten sposób, ale ani nie lubiłem piwa, ani nie czułem się dobrze ze świadomością, że jako niepełnoletni nie powinienem pić. Głupie? Może. Ale taki już byłem - zasad, nawet tych najbardziej głupich, trzymałem się kurczowo jak idiota.
   -To… napijesz się ze mną? - Feliks zamrugał, robiąc maślane oczy.
   -Nie.
   -No weeeź! - jęknął, szarpiąc mnie za rękaw. - Tylko jedno. Jedno! nic się nie stanie, totalnie! To-tal-nie!
   -Powiedziałem NIE, Feliks - warknąłem, ale blondyn jeszcze się nie poddał.
   -Prooooszę!
   Pokręciłem głową.
   -Meh… - Feliks przewrócił oczami. - To wypiję wszystko sam, nie ma sprawy.
   -Dwa sześciopaki piwa?!
   -No chyba, że mi pomożesz. Weeź!
   Westchnąłem.
   -Dobrze...ale tylko jedno.



***



   Jasssne.
   Okazało się, że mam strasznie słabą głowę.
   -Bosz… Toris, ogarnij się!
   -N-nie mogę… - wybełkotałem zgodnie z prawdą. Wszystko kręciło mi się przed oczami... A Feliks wydawał się jeszcze piękniejszy, niż zwykle.
   -Chodź, przeniosę cię na górę na łóżko- zaoferował się blondyn, ale moje ciało za cholerę nie chciało współpracować nawet ze mną, a co dopiero z nim. Mimo tego jakimś cudem zdołał mnie jakimś cudem dociągnąć na górę i ustawić w pozycji siedzącej na łóżku.
   -Och, żeby być aż tak złym partnerem do picia… - jęknął Feliks, jakby do siebie. Zdjął mi buty i polecił:
   -Przebierz się i połóż spać… W tym stanie nic nie zrobisz. Żeby mnie tak zostawić z tym wszystkim... Jesteś idiotą.
   -Mooże…
   -I to w dodatku pijanym.
   -A ty je-esteś śliczny - uśmiechnąłem się do niego. Blondyn przewrócił głową.
   -Zachowaj słodkie słówka na kiedy indziej. Miło by było, gdybyś mówił to częściej, kiedy nie jesteś rozwalony na łóżku, nie mogąc nawet się poruszyć normalnie.
   -Hehee… - zachichotałem. - P-pezecież mo-ogę się poruszać normalnie...
   Chwyciłem go za szyję i przyciągnąłem do siebie.
   -Śmierdzisz piwem - mruknął. Spróbował się wyswobodzić, ale trzymałem go mocno.
   -Nie tak szybko, księżniczko.
   -Przestań.
   -Nie.
   Przyciągnąłem go jeszcze bardziej, zamykając mu usta pocałunkiem. Nie opierał się; więcej, odpowiedział z pasją, o jaką go nie podejrzewałem. To było coś innego, niż do tej pory robiliśmy - bardziej namiętne, a mniej delikatnie.
   Przewróciłem się na łóżku, tak, ze teraz Feliks leżał pode mną. Spojrzał na mnie, zaskoczony i zawstydzony.
   -Ej, co ty…
   Znów go pocałowałem, wplatając palce w jego jasne, aksamitne włosy. Jego usta były słodkie, miękkie, niemal jak kobiece; jednak miał w sobie coś, co sprawiało, że podobał mi się bardziej niż jakakolwiek kobieta na świecie. Był piękny. Był uroczy.
   Był mój.
-Kocham cię - mruknąłem, przerywając pocałunek.



***



   Do tej pory zastanawiam się, jak mogłem zasnąć w tamtym momencie.
   Dość, że obudziłem się następnego dnia przytulony do Feliksa. Dokładniej rzecz biorąc, obudził mnie dzwonek telefonu. Głowa bolała mnie niemiłosiernie - pewnie kwestia tego, jak moje ciało reagowało na alkohol - więc odebrałem odruchowo, żeby było choć trochę ciszej. Przeliczyłem się.
   -GDZIE TY DO CHOLERY JESTEŚ?! - wydarł się na mnie głos Arthura ze słuchawki.
   W tym momencie przypomniałem sobie o małym szczególe, o którym powinienem bezwzględnie pamiętać.
   O kuźwa.

   Koncert. 


----
Bardzo dziękuję za wszystkie komentarze - każdy motywuje mnie do pracy ^^ Miłego wieczoru/dnia! (niepotrzebne skreślić)

2 komentarze:

  1. Ciekawe co będzie dalej. Nie mogę się doczekać aż się dowiem *_*

    OdpowiedzUsuń
  2. Ohohoho to się Torisowi oberwie ^^ polecam mu wszystko sobie w kalendarzu zapisywać, aby uniknąć wpierdolu od Arthura ;)
    Ehhh... Zasnął w takim momencie? Liczyłam na jakaś większą akcje w tym łóżku, ale każdy chyba się zgodzi, że nie dałby rady w tym stanie ;)
    I mam podejrzenie co do tego stroju pokojówki ^^ I te stringi :D Już sobie wyobraziłam miny tych dewotek ;) Hahahaha
    dobra, jak zwykle się rozpisałam ;) podobało mi się i czekam na następną część ;)

    OdpowiedzUsuń