Dni
dłużyły się niemiłosiernie, ale nawet czas musiał się nad nami
zlitować - w końcu nadeszła upragniona przerwa świąteczna.
Chociaż w sumie nie wiedziałem, czy bardziej denerwuję się, czy
cieszę - w końcu to były moje pierwsze święta bez rodziców. W
dodatku miałem być sam na sam przez parę dni z moim…
Koncert.
----
Bardzo dziękuję za wszystkie komentarze - każdy motywuje mnie do pracy ^^ Miłego wieczoru/dnia! (niepotrzebne skreślić)
...Chłopakiem.
Boże,
to brzmiało dziwnie.
Kolejny
powód, żeby się martwić - ostatnio jakoś się dużo tego
nazbierało. Cóż, od zawsze przyciągałem problemy jak magnes, a
teraz dodatkowo dobrałem się w parę z osobą, która także
przyciągała kłopoty.
W
każdym razie - spakowałem się zaraz potem, jak tylko mogłem.
Wyjeżdżaliśmy dwudziestego trzeciego grudnia - trochę późno,
ale byliśmy pewni, że ze wszystkim zdążymy do jutra.. Mieliśmy z
Feliksem zamiar zabrać się jak najszybciej z miasta busem na wieś,
by mieć jak najwięcej czasu na przygotowanie domku na święta. Z
tego, co się dowiedziałem, trzeba było wszystko wysprzątać, nie
wspominając już o tak oczywistych rzeczach jak ubieranie choinki
czy gotowanie świątecznych potraw.
Czekały
nas pracowite święta, ale byłem jednocześnie pewien, że będą
to jedne z lepszych świąt Bożego Narodzenia w moim życiu. A
prezent dla Feliksa miałem już przygotowany… Ale o tym potem.
-Heeej!
Cześć, Toris! - uśmiechnął ie do mnie Feliks. Ku mojemu
zdziwieniu, dziś nie założył spódnicy. Więcej - jedyną różową
rzeczą, którą miał przy sobie, była ogromna walizka, która -
byłem tego pewien - zawierała tyle ubrań, że wystarczyłoby na
prezenty świąteczne dla trzech sierocińców.
-Cześć,
Feliks - uśmiechnąłem się. Mimo iż nie był pomalowany, nie
wyglądał wcale źle - może to zabrzmieć dziwnie, ale był jedną
z tych niewielu osób, które wyglądały dobrze i z makijażem, i
bez. Był po prostu ładny i już!
-Kiedy
ma być nasz bus? - zapytałem. Feliks rzucił okiem na zegarek.
-Tak
z parę minut jeszcze… A co?
-Feliks…
- popatrzyłem mu prosto w oczy.
-Co?
-Twój
zegarek stoi, prawda?
-Boże,
to miał być podtekst?! - wrzasnął Feliks. - W sensie, tu i
teraz?! Jasne!
-NIE!
- pokręciłem szybko głową, a moje policzki zaczerwieniły się. -
Tot y masz jakieś skojarzenia, a mi po prostu chodziło o to, że
chyba mówiłeś ostatni, że ci się wyładowała bateria, a ja ci
jej jeszcze nie zmieniłem, więc…
Przerwał
mi pisk kół nadjeżdżającego autobusu. Czym prędzej pomogłem
Feliksowi wpakować walizkę do pojazdu i kupiłem bilety u kierowcy.
Blondyn wyglądał, jakby miał ochotę wybuchnąć śmiechem i tylko
ostatkami sił powstrzymywał się od wydarcia się na całe auto.
-Ogarnij
się - warknąłem, siadając koło niego. W odpowiedzi usłyszałem
zduszony chichot. Przewróciłem oczami.
I
oczywiście zasnąłem w trakcie jazdy.
***
-No
wiesz, mogłeś mnie przynajmniej obudzić, gdy spadła na mnie twoja
walizka.
-Po
co? O wiele lepiej wyglądałeś, gdy moje rzeczy wyrypały ci się
na głowę.
-Mogłeś
powiedzieć, że wziąłeś damską bieliznę . Wiesz, jak na mnie
spojrzały te babcie z tyłu, jak wstałem ze stringami na twarzy? I
w ogóle skąd ty masz takie rzeczy?!
-Cóż,
nikt nigdy nie domyślił się, że nie jestem dziewczyną… Więc
kupowanie takich rzeczy nie sprawia mi problemu…
-Ej,
zaraz. Czyli twierdzisz, że ten strój pokojówki z sex shopu też
ci normalnie sprzedali?
-No…
tak.
-Ej,
tak w ogóle po co go wziąłeś?
Feliks
zaczerwienił się.
-Tajemnica!
Szliśmy
razem poboczem drogi taszcząc nasze walizki - to znaczy, bardziej ja
je niosłem, bo Feliks nie miał najmniejszego zamiaru zdrapać sobie
lakieru z paznokci. Było zimno; mróz gryzł w odsłonięte części
twarzy, a lód w kałużach na drodze zamarzł. Zbliżaliśmy się do
wsi - tam, gdzie mieścił się domek; od przystanku nie było tam na
szczęście zbyt daleko. Nie mogłem się doczekać, aż wreszcie
będę mógł usiąść sobie na kanapie z kubkiem czegoś ciepłego.
-Ej,
Toris! - zaczepił mnie Feliks. - Patrz, koniki!
Faktycznie,
rzut beretem od nas biegały na padoku konie. Ja nie widziałem w tym
nic ciekawego, ale blondyn niemal szalał ze szczęścia.
-Idź
do nich, jak chcesz, tylko daj mi klucze – powiedziałem, widząc,
że żadną siłą nie zmuszę Feliksa, by poszedł ze mną do domu.
Blondyn bez słowa wręczył mi klucze i popędził w kierunku
zwierząt, a ja kontynuowałem taszczenie jego bagaży do domku.
Wiedziałem z grubsza, jak wygląda ten budynek i gdzie się znajduje
- Feliks wszystko mi drobiazgowo wytłumaczył, tak że pamiętałem
nawet, jakiego koloru są wycieraczki w kuchni.
Nie
zajęło mi więc dużo czasu znalezienie budynku; czym prędzej
otworzyłem drzwi i wszedłem do środka, zostawiając walizki
Feliksa w przedpokoju.
Było
czyściej, niż się spodziewałem, ale wciąż całość nadawała
się do porządnego wyczyszczenia; kurz zalegał na wyższych półkach
w kuchni, a talerze w szafkach wyglądały na nieużywane od dawna.
Domek był piętrowy - dzięki Feliksowi wiedziałem, że na piętrze
znajduje się sypialnia - ale nie miałem zamiaru teraz tam wchodzić;
lepiej było szybko włożyć do lodówki produkty spożywcze i
spróbować coś ugotować dla nas na przegryzkę. Postawiłem wodę
na herbatę i zacząłem robić jakieś kanapki; zaczęło już się
ściemniać. Miałem nadzieję, że Feliks szybko wróci do domu -
czułem się niespokojny na myśl, że będzie sam po ciemku na
dworze.
Naprawdę
ci na nim zależy, co?
,odezwał
się głos w mojej głowie.
Chyba
tak,
odpowiedziałem mu.
To
było naprawdę ciekawe uczucie, robić jedzenie dla dwóch osób;
czekać na zagotowanie się wody dla nas obojga na herbatę i
oczekiwać na niego, aż przyjdzie do domu. To było… ciepłe. Po
prostu ciepłe; trudno mi to opisać, ale to było naprawdę
przyjemne - ta świadomość, że będziemy sami, we dwoje, i nie
musimy się o nic martwić. Jeśli tak miałbym się czuć przez cały
czas, kiedy bylibyśmy razem…
...to
chyba nie byłoby takie złe.
-Toriiis!
Już jestem! - wrzasnął Feliks, rozrzucając swoje ubrania po
podłodze i zabierając się do rozsznurowywania glanów.
-Wstaw
swoje buty do szały, a kurtkę na wieszak, a nie rozwalaj się tu! -
warknąłem. Blondyn roześmiał się.
-Miły
jak zawsze… O, co tam pichcisz?
-Em…
“Pichcisz”? - zapytałem. Nie pamiętałem tego słowa.
-W
sensie, co to znaczy? - Feliks porwał jedną kanapkę z talerza. -
To znaczy, jakby, “gotujesz”, tylko jest fajniejsze.
-Nie
podżeraj! Za chwilę siądziemy do stołu i zjemy normalnie! -
upomniałem go. Blondyn nadął policzki i odburknął coś w
odpowiedzi.
-Pójdę
i dam walizki do pokoju, dobra? - mruknął i zniknął z kuchni.
Miałem nadzieję, że nie zabije się, próbując wepchnąć swoje
torby na górę - to, że ja przeżyłem, gdy w autokarze spadły mi
na głowę, to jakiś cud.
Nakryłem
do stołu, uprzednio opłukując naczynia w zlewie, i zaparzyłem
herbatę. Nalałem ją do kubków - lepiej było, żeby trochę
ostygła, bo wiedziałem, że Feliks woli, gdy jest chłodniejsza.
Miłość
polega na tym, że specjalnie
zrobisz takie żarcie, jakie lubi, herbatę taką, jaką lubi, i to
wszystko
odruchowo, bez poświęcenia temu ani jednej myśli,
odezwał
się znowu głos w mojej
głowie.
Zaczynałem
naprawdę filozofować. Albo udziela mi się magia świąt, albo do
reszty oszalałem.
Chyba
raczej to drugie. Bo jaki inny facet wkopałby się w takie bagno, i
to na własne życzenie? Jaki inny facet miałby tak przerąbane
tylko dlatego, że zakochał się w niewłaściwej osobie?
No
tak, większość spraw, które mieliśmy załatwić z Feliksem -
czyli jego ujawnienie się przed wszystkimi w szkole i zerwanie z
Gilbertem - pozostawała wciąż przed nami,a le oboje wiedzieliśmy,
że ten moment nieuchronnie się zbliżał; czuliśmy oboje, że
będzie to przysłowiowe “być albo nie być” - wydarzenie, od
którego bardzo wiele będzie dla nas zależeć. I jednocześnie
baliśmy się tego momentu i go pragnęliśmy; bez niego nie wykonamy
żadnego postępu, nie będziemy mogli nawet normalnie gdzieś wyjść,
nie jako Fela z kumplem, ale jako Feliks i Toris. Para.
To
było dziwne… Ale chciałem tego.
Blondyn
zeskoczył z ostatnich paru stopni schodów i klapnął na krzesło
obok mnie.
-Hej,
patrz, co znalazłem!
Pomachał
mi przed twarzą szklanymi butelkami. Tyskie.
-Skąd
ty masz piwo?! - zapytałem. Feliks uśmiechnął się w odpowiedzi.
-Ponoć
wyglądam na starszego, niż jestem…
-Ale…
ale… - zabrakło mi słów. Po prostu… dla mnie… nie. Może to
było dziwne i większość chłopaków w moim wieku nie myśli w ten
sposób, ale ani nie lubiłem piwa, ani nie czułem się dobrze ze
świadomością, że jako niepełnoletni nie powinienem pić. Głupie?
Może. Ale taki już byłem - zasad, nawet tych najbardziej głupich,
trzymałem się kurczowo jak idiota.
-To…
napijesz się ze mną? - Feliks zamrugał, robiąc maślane oczy.
-Nie.
-No
weeeź! - jęknął, szarpiąc mnie za rękaw. - Tylko jedno. Jedno!
nic się nie stanie, totalnie! To-tal-nie!
-Powiedziałem
NIE, Feliks - warknąłem, ale blondyn jeszcze się nie poddał.
-Prooooszę!
Pokręciłem
głową.
-Meh…
- Feliks przewrócił oczami. - To wypiję wszystko sam, nie ma
sprawy.
-Dwa
sześciopaki piwa?!
-No
chyba, że mi pomożesz. Weeź!
Westchnąłem.
-Dobrze...ale
tylko jedno.
***
Jasssne.
Okazało
się, że mam strasznie słabą głowę.
-Bosz…
Toris, ogarnij się!
-N-nie
mogę… - wybełkotałem zgodnie z prawdą. Wszystko kręciło mi
się przed oczami... A Feliks wydawał się jeszcze piękniejszy, niż
zwykle.
-Chodź,
przeniosę cię na górę na łóżko- zaoferował się blondyn, ale
moje ciało za cholerę nie chciało współpracować nawet ze mną,
a co dopiero z nim. Mimo tego jakimś cudem zdołał mnie jakimś
cudem dociągnąć na górę i ustawić w pozycji siedzącej na
łóżku.
-Och,
żeby być aż tak złym partnerem do picia… - jęknął Feliks,
jakby do siebie. Zdjął mi buty i polecił:
-Przebierz
się i połóż spać… W tym stanie nic nie zrobisz. Żeby mnie tak
zostawić z tym wszystkim... Jesteś idiotą.
-Mooże…
-I
to w dodatku pijanym.
-A
ty je-esteś śliczny - uśmiechnąłem się do niego. Blondyn
przewrócił głową.
-Zachowaj
słodkie słówka na kiedy indziej.
Miło by było, gdybyś mówił to częściej, kiedy nie
jesteś
rozwalony na łóżku, nie mogąc nawet się poruszyć normalnie.
-Hehee…
- zachichotałem. - P-pezecież mo-ogę się poruszać normalnie...
Chwyciłem
go za szyję i przyciągnąłem do siebie.
-Śmierdzisz
piwem - mruknął. Spróbował się wyswobodzić, ale trzymałem go
mocno.
-Nie
tak szybko, księżniczko.
-Przestań.
-Nie.
Przyciągnąłem
go jeszcze bardziej, zamykając mu usta pocałunkiem. Nie opierał
się; więcej, odpowiedział z pasją, o jaką go nie podejrzewałem.
To było coś innego, niż do tej pory robiliśmy - bardziej
namiętne, a mniej delikatnie.
Przewróciłem
się na łóżku, tak, ze teraz Feliks leżał pode mną. Spojrzał
na mnie, zaskoczony i zawstydzony.
-Ej,
co ty…
Znów
go pocałowałem, wplatając palce w jego jasne, aksamitne włosy.
Jego usta były słodkie, miękkie, niemal jak kobiece; jednak miał
w sobie coś, co sprawiało, że podobał mi się bardziej niż
jakakolwiek kobieta na świecie. Był piękny. Był uroczy.
Był
mój.
-Kocham
cię - mruknąłem, przerywając pocałunek.
***
Do
tej pory zastanawiam się, jak mogłem zasnąć w tamtym momencie.
Dość,
że obudziłem się następnego dnia przytulony do Feliksa.
Dokładniej rzecz biorąc, obudził mnie dzwonek telefonu. Głowa
bolała mnie niemiłosiernie - pewnie kwestia tego, jak moje ciało
reagowało na alkohol - więc odebrałem odruchowo, żeby było choć
trochę ciszej. Przeliczyłem się.
-GDZIE
TY DO CHOLERY JESTEŚ?! - wydarł się na mnie głos Arthura ze
słuchawki.
W
tym momencie przypomniałem sobie o małym szczególe, o którym
powinienem bezwzględnie pamiętać.
O
kuźwa.
Koncert.
----
Bardzo dziękuję za wszystkie komentarze - każdy motywuje mnie do pracy ^^ Miłego wieczoru/dnia! (niepotrzebne skreślić)
Ciekawe co będzie dalej. Nie mogę się doczekać aż się dowiem *_*
OdpowiedzUsuńOhohoho to się Torisowi oberwie ^^ polecam mu wszystko sobie w kalendarzu zapisywać, aby uniknąć wpierdolu od Arthura ;)
OdpowiedzUsuńEhhh... Zasnął w takim momencie? Liczyłam na jakaś większą akcje w tym łóżku, ale każdy chyba się zgodzi, że nie dałby rady w tym stanie ;)
I mam podejrzenie co do tego stroju pokojówki ^^ I te stringi :D Już sobie wyobraziłam miny tych dewotek ;) Hahahaha
dobra, jak zwykle się rozpisałam ;) podobało mi się i czekam na następną część ;)