-Ale
nic nie zrobiłem! - zaprotestowałem.
-No
właśnie o to chodzi! - warknął Arthur. - Nie śpiewasz jak
zawsze.
-Jak
to nie “jak zawsze”? - zapytałem, przewracając oczami. - Czy
co, mam jodłować?
-Ty
wiesz, o co mi chodzi! - wydarł się Anglik. - Przepraszam za
wyrażenie, ale ten kawałek naprawdę zjebałeś.
-To
może sam zaśpiewasz, jak ci się tak nie podoba?! - kopnąłem
wzmacniacz.
-Hej,
uważaj na sprzęt! - żachnął się Francis.
-Spierdalaj.
-Ej,
o co chodzi? - zapytał spokojnie jak zwykle Kiku.
Wymruczałem
coś w odpowiedzi i odwróciłem się na pięcie w stronę wyjścia.
-Wróć,
jak już będziesz gotowy przeprowadzić jakąś próbę normalnie,
dobrze? - zawołał za mną jeszcze Francis. Nie odpowiedziałem,
tylko czym prędzej wyszedłem najpierw
z pomieszczenia, a potem ze szkoły.
Krew
buzowała mi w żyłach; byłem naprawdę wkurzony… Tylko na kogo?
-Idiota
- powiedziałem do siebie. - Idiota, idiota, idiota…
Wszystko
się skomplikowało od czasu wycieczki. Niby było tak jak wcześniej,
ale…
No
tak, wreszcie Feliks się ode mnie odczepił. Tego chciałem od
początku, prawda? Czułem się jednak jak śmieć. Wcześniej
blondyn wręcz promieniował energią, cały czas się uśmiechał;
był ulubieńcem - albo raczej ulubienicą - wszystkich nauczycieli,
cieszył się też niemałą popularnością wśród uczniów. Teraz
był cały czas przygnębiony, a choć starał się uśmiechać tak
jak dawniej, nie bardzo mu to wychodziło. Mnie nie mógł oszukać
fałszywym uśmiechem; widziałem zbyt wiele razy, jak jego twarz
rozpromieniała się sama z siebie, ot tak. Teraz wszystko to było
wymuszone, męczące dla niego.
Czułem
się winny, że spowodowałem coś takiego.
Nie,
nie chodzi mi o to, że mi na nim zależało… To nie było to i
dobrze o tym wiedzieliśmy oboje.
Albo
raczej ja wiedziałem.
Poczekam.
Nie musisz się śpieszyć.
Na
co on do cholery czekał? To nie była kwestia czasu, zanim cudownie
zakocham się w tym facecie. Nie, nie o to chodziło; po prostu ja
nie byłem taki, jak on. Nie lubiłem
facetów.
Nie lubiłem
jego.
Ale
nie mogłem zaprzeczyć, że normalnie, po męsku, lubiłem jego
towarzystwo. Był może dziwny, ale przecież nie był złym facetem;
miał wszystkie te cechy, które czyniły go dobrym przyjacielem dla
każdego. Umiał dogadać się z każdym, nawet z kimś takim jak ja.
Było mi go żal, że musiał zakochać się w kimś tak
beznadziejnym, jak ja.
-Wróciłem
- rzuciłem, gdy tylko znalazłem się w domu.
-Witaj,
Toris! - przywitała mnie mama. - Obiad już jest na stole, chodź,
siadaj, dzisiaj zjemy wszyscy razem…
Zaczęła
trajkotać o czymś w jej pracy - pracowała w bibliotece, co może
nie było szczególnie pasjonującym zajęciem, ale dzięki temu
miałem nieograniczony dostęp do książek, więc nie narzekałem.
Usiedliśmy.
Tata włączył telewizor i wpatrywał się w monitor, gdy mama
nalewała nam zupy. Ja także zwróciłem oczy w stronę ekranu.
-...ustawa o związkach partnerskich…
Związki
partnerskie?,
pomyślałem. Ten
temat zainteresowałby Feliksa.
W
mojej głowie uformował się pytanie i nagle, zupełnie bezwiednie,
wypaliłem:
-Ej,
tato, mamo… Co myślicie o gejach?
Potrzebowałem
paru sekund, żeby uświadomić sobie, co właśnie powiedziałem. I
jak musiało to zabrzmieć.
Mama
zamrugała parokrotnie, zdezorientowana. Tata spiorunował mnie
wzrokiem. Przełknąłem ślinę.
-Nie
chodzi o to, że ja… - nie potrafiłem zdobyć się na to, żeby
dokończyć to zdanie, więc szybko dodałem: -Mówiliśmy o tym na
lekcji, i tak jakoś…
Chyba
to kupili, bo mama odetchnęła z ulgą, a ojciec spowrotem wpatrzył
się w ekran telewizora.
-Ech,
Toris… - pokręcił głową mój ojciec. - Co tu jest do
powiedzenia? To jest chore i nienormalne.
-Takich
ludzi powinno się leczyć - dorzuciła moja mama. - No, na szczęście
wiemy, że ty nie masz problemów z takimi
idiotyzmami
-
zaśmiała
się. To było jej ulubione słowo; określała
tym wszystko, co według niej było tylko nieważną rzeczą, takim
pyłkiem kurzu na wielkiej machinie wszechświata. - Masz tą swoją,
jak ona się nazywała…
-Fela
NIE jest moją dziewczyną - warknąłem. Matka zamarła.
-Jakim
tonem ty się odzywasz?!
-Przepraszam…
- mruknąłem. Ta rozmowa zupełnie odebrała mi apetyt. - Zjem
później.
Wstałem
od stołu i nie czekając na protesty ze strony mojej rodziny
wymknąłem się do mojego pokoju.
Zamknąłem
drzwi i rzuciłem się na łóżko.
Ciekawe,
co by zrobili, gdybym
im powiedział, że Fela to tak naprawdę Feliks,
pomyślałem.
Przykryłem się kocem; czułem się beznadziejnie.
To
było niesprawiedliwe.
Czemu według mojej rodziny, a w
szczególności
ojca, lepiej być kimś pokroju Gilberta - kimś, kto by zgwałcił
dziewczynę,
pobił właściwie za nic inną osobę, niż Feliksem, który po
prostu był fajnym chłopakiem, tyle że wolał facetów?
I
co najgorsze nie tylko moi rodzice tak myślą.
Większość
ludzi też twierdzi, że to chore… Ciekawe, jak jest z rodzicami
Feliksa. Czy on to ukrywa?
Zaraz…
Coś mi się nie zgadzało.
Jak
Feliks
mógł udawać dziewczynę przed swoimi własnymi rodzicami? Przecież
jego własna matka powinna wiedzieć, czy ma syna, czy córkę,
prawda?
Muszę
go o to zapytać,
pomyślałem, i moja dłoń automatycznie powędrowała do komórki.
Już miałem wcisnąć numer do Feliksa, gdy nagle zamarłem.
Nie
mogłem przecież
tak
po prostu
do
niego zadzwonić po tym, co się stało, z tak głupim pytaniem. To
by było aż za tępe, nawet jak na moje standardy.
A
może mogłem? W końcu raz się żyje…
-Um,
Halo? - zabrzmiał w słuchawce głos Feliksa.
-E…
Cześć. Tu ja, Toris.
-Ach,
Toris! - głos Feliksa ożywił się na chwilę, ale zaraz potem
wrócił do obojętności. - Czemu dzwonisz? Zwykle się do mnie nie
odzywasz…
-Ech,
widzisz… Ja… - zawahałem się. Teraz po prostu miałem go
zapytać? Tak po prostu? - Em… chciałbyś przyjść do mnie
pogadać?
-Jasne…
- w jego głosie usłyszałem nutkę entuzjazmu. - Kiedy?
-Teraz.
Cisza.
-Ech?
Feliks? - zapytałem, ale odpowiedziała mi tylko cisza.
Zaniepokoiłem się; co on tam robił? I czemu się nie rozłączył?
-Ej,
co…
Ding-dong.
Dzwonek
do drzwi.
No,
szybko się uwinął.
-Otwieram,
otwieram! - zawołałem i zbiegłem na dół schodami, uprzednio
rozłączając się.
W
drzwiach, jak się spodziewałem, stał Feliks; spódnicę miał
nieco dłuższą niż zwykle - za kolana - ale w tym samym wściekle
różowym kolorze co wcześniej.
-Siema
- uśmiechnął się, ale nie mogłem nie zauważyć, z jakim trudem
mu to przyszło.
-Cześć
- odpowiedziałem - wchodź, zrobię ci coś do picia, a ty w tym
czasie idź do mojego pokoju.
Pokiwał
głową, ale milczał. Zabrał się do rozsznurowania swoich glanów.
-Witaj,
Fela! - zawołała moja mama, uśmiechając się przyjaźnie do
Feliksa. Byłem pewien, że w głębi ducha już mnie ożeniła z
Felą…
Ukryłem
się w kuchni i nastawiłem wodę na herbatę. Czekając, aż się
zagotuje, przysłuchiwałem się radosnemu trajkotaniu mojej mamy i
nieśmiałemu potakiwaniu Feliksa; jednak blondyn okazał się na
tyle inteligentny, żeby szybko wyrwać się z jej szponów.
-Co
ta twoja dziewczyna taka wyciszona dzisiaj? - zapytała się mnie
moja rodzicielka, zaglądając do mnie do kuchni. Przewróciłem
oczami, ale tego nie zauważyła.
-To
nie
jest…
-Oj,
Toris, Toris… - przerwała mi mama. - Przecież widzę, jak ona na
ciebie patrzy. A jeśli nie chcesz tak miłej i ładnej dziewczyny,
to jesteś, przepraszam za kolokwializm, idiotą - uśmiechnęła
się. Woda zagotowała się, więc zamiast odpowiadać mogłem po
prostu nalać wody do czajniczka.
żeby
to było takie proste,
pomyślałem. Chciałbym,
naprawdę. Gdyby Feliks był dziewczyną, to może faktycznie… Ale
świat niestety nie jest tak prosty.
-Może
ona coś do mnie czuje, ale ja... nie. - Odwróciłem się, szukając
tacy. Mama pokręciła tylko głową i westchnęła.
-Nie
kłam. Czuję, że ty też masz do niej jakąś sympatię. I trzymam
za was kciuki, jakby co. Tata też. - Podała mi tacę. Podziękowałem
jej, ale nie mogłem odgonić od siebie myśli, jakim jestem idiotą.
Teraz moi rodzice będą chcieli, żebym się z nią - z nim
-
umawiał.
Ciekawe,
co by zrobili, gdyby się dowiedzieli. Czy zabroniliby mi się z nim
spotykać?
-Powodzenia
- dodała mama, gdy wychodziłem już z tacą wyładowana po brzegi
talerzami i ciasteczkami. - Pamiętaj, że niektóre rzeczy mają konsekwencje; to, czy zrezygnujesz z ryzyka, zależy od ciebie.
Ciekawe,
co to miało znaczyć.
***
-Więc,
em… - zacząłem. Wielkie oczy Feliksa były skierowane na mnie;
nie mrugał chyba przez jakieś dziesięć sekund. To było
krępujące.
-Nie
gap się tak, straszysz mnie - mruknąłem. Blondyn zamrugał parę
razy i odwrócił wzrok. Ścisnął mocniej gorący kubek herbaty w
rękach.
-Przepraszam.
O czym chciałeś ze mną porozmawiać?
-Tak
się zastanawiałem… Wiem, że zabrzmi to idiotycznie, ale co na to
twoi
rodzice?
-W
sensie? - zapytał Feliks beznamiętnym tonem. Od momentu, w którym
usiedliśmy w moim pokoju z herbatą, nie uśmiechnął się ani
razu. Bynajmniej go za to nie winiłem; to bardziej ja czułem się
winny. A zresztą o co miałbym go oskarżać? Że nie promieniuje
radością jak przedtem? Teraz, znając prawdę, mogłem tylko....
-Toris?
-Uch,
zamyśliłem się - potrząsnąłem głową. Takie ‘odpływanie’
zdarzało
mi się coraz częściej.
Chodziło mi o to… Czy twoi rodzice
naprawdę nie mają nic
przeciwko
temu, że ubierasz się jak dziewczyna, robisz imprezy w domu,
chodzisz z chłopakiem i tak dalej? O-oczywiście, jeśli mogę
spytać - dodałem szybko ostatnie zdanie; jedynym, czego mi tu teraz
brakowało, był płaczący Feliks - bałem się, że jeśli go za
bardzo przycisnę, naprawdę może nie wytrzymać. Patrzyłem więc
nieco zaniepokojony, jak zareaguje, ale moje obawy okazały się
zupełnie zbędne; blondyn westchnął tylko i wlepił wzrok w sufit.
-Nie
mają nic przeciwko - odpowiedział powoli. - W sumie nie sądzę,
żeby ich to w ogóle obchodziło.
-Ech?
- wyrwało się mi. Feliks rzucił mi szybkie spojrzenie, ale pewnie
wziął sobie do serca moje poprzednie słowa, bo z powrotem utkwił
wzrok w suficie.
-Ostatni
raz widziałem ich jakieś pół roku temu… Cały czas jeżdżą za
granicę. Nie mają czasu mieszać się do mojego życia, i dobrze.
-Serio…?
I… nie chciałbyś z tym nic zrobić?
-Lepiej
jest tak, jak teraz - mruknął. Położył na moje łóżko. -
Przynajmniej nie sprawiam im zawodu, nie?
-To…
- zacząłem, ale nie widziałem, jak skończyć. Bo i co miałem mu
powiedzieć? Oklepany tekst, że rodzice na pewno go kochają i się
o niego martwią? Jeśli faktycznie nie widział ich aż przez sześć
miesięcy, to oni naprawdę musieli go olewać. Albo bardzo, naprawdę
bardzo
ciężko
pracować, jednak nie sądziłem, że o to chodzi.
Ale
jeśli naprawdę Feliks nie powiedział nikomu o tym, kim naprawdę
jest, i chyba nawet jego rodzice nie zauważyli nic dziwnego…
Dopiero
teraz dotarło do mnie, jak bardzo Feliks musiał być samotny;
całkowicie sam, oszukując wszystkich, tylko dlatego, żeby go nie
odrzucili, bo kiedy zaczął grać, nie mógł już przestać.
Oszukiwał
wszystkich.
Oprócz
mnie.
A
ja go odrzuciłem.
Przełknąłem
głośno ślinę.
-Ej…
Feliks? - zapytałem cicho.
-Hmm?
- odpowiedział blondyn, nie ruszając się z łóżka.
Wstałem
z krzesła. Mogłem poczuć na sobie jego spojrzenie. Usiadłem na
krawędzi łóżka; blondyn dalej nie ruszył się z miejsca.
-Przepraszam…
Za wszystko.
Chwyciłem
go za dłoń; mogłem poczuć, jak drgnął, zaskoczony. Miał piękne
dłonie, o długich, szczupłych palcach, bardzo miękkie, kobiece.
Nigdy bym nie uwierzył, że jest facetem, dopóki by mi nie
powiedział.
-Nie
musisz - odparł chłodno; za chłodno. To było do niego niepodobne.
-Muszę…
Bo wiesz, jestem idiotą - zaśmiałem się lekko. Trzymałem jego
ciepłą dłoń, ale nie śmiałem odwrócić się do niego; bałem
się, co mógłbym tam zobaczyć. Nadzieję malującą się na jego
twarzy? strach? Wyrzut? Szczerze, to nie wiedziałem, które z tych
rzeczy bałem się najbardziej; wszystkie mnie przerażały, bo każda
z nich miała określone konsekwencje, które mogły pogrążyć
zarówno Feliksa, jak i mnie.
-Nie
jesteś idiotą - mruknął Feliks. Poczułem, jak porusza się na
łóżku za mną.
Bałem
się. Co teraz zrobi? Co ja
zrobię?
Objął
mnie od tyłu, z wahaniem, delikatnie, jakby bał się, że ucieknę.
Nie miałem zamiaru… Przynajmniej nie teraz.
-Kocham
cię - mruknął Feliks miękko. Przytulił mnie do siebie mocniej.
-Przepraszam
- odpowiedziałem, ale teraz żadne słowa nie miały już żadnego
znaczenia; teraz liczyło się tylko to, że on był tak cudownie
ciepły, taki żywy,
jaki ja nigdy nie mogłem być. Po raz pierwszy poczułem, że coś
mnie z nim łączy; może to było to, co moja mama zauważyła, może
coś innego, ale w tym momencie
po raz pierwszy poczułem, jakbym nie był kompletny. Jakbym całe
życie do tej pory był tylko częścią, a teraz nareszcie byłem
kompletny.
-Feliks?
-Hmm?
-Kiedy
zamierzasz powiedzieć Gilbertowi?
Zesztywniał,
ale się nie cofnął.
-Wkrótce.
Wkrótce… wszyscy się dowiedzą - wyszeptał mi do ucha; łaskotał
mnie swoimi ustami.
-Boisz
się, jak zareagują? - zapytałem.
-Nie…
jeśli ty…
Nie
mogłem wytrzymać odwróciłem głowę.
Jego
oczy były piękne; zielone jak wiosna. Nareszcie zniknął z nich
ten straszny wyraz; pomalutku odzyskiwały ten dawny blask.
I
uśmiechał się.
Nie
protestowałem, gdy pochylił się w moim kierunku jeszcze bardziej.
-Kocham
cię - powtórzył.
-Wiem.
Nie
protestowałem, gdy musnął swoimi ustami moje. Delikatnie.
-Więcej?
- zapytał.
Nie
odmówiłem.
Boże, spraw, bym nigdy nie musiał mu odmawiać.
Jestem prawie pewna, że ich rodzice Torisa przyłapią;)
OdpowiedzUsuńAh, początki Torisa i Felixa, jako pary, są takie urocze :3
OdpowiedzUsuńKawai <3
Kocham ich po prostu :D