Nie
umiałem oddychać. Nie umiałem nic zrobić; stałem tylko w
drzwiach, patrząc się tępo, jak kropelki wody osadzają się na
szybie i powoli spływają w dół.
Twarz
Feliksa, była biała, idealnie biała - kontrastowała z
krwistoczerwoną wodą…
Wyglądało
to upiornie.
W
końcu zmusiłem się do podejścia do wanny. zdawało mi się, że
upłynęły wieki, zanim stanąłem tuż przy Feliksie.
Krople
wody osadziły mu się na rzęsach; wyglądało to pięknie, jakby
był rzeźbą, a nie żywym człowiekiem…
Hm,
czy “żywy” to tutaj właściwe określenie?
-Właśnie!
- powiedziałem na głos.
Może
nie wszystko jeszcze stracone! Przecież człowiek tak szybko się
nie wykrwawia!
MOGĘ
go uratować!
Nie
czekając ani chwili pochyliłem się nad Feliksem; musiałem go
wyjąć z wanny najszybciej, jak się da, ale nie sięgałem na tyle,
by całego go objąć. Wychyliłem się jeszcze trochę…
Poślizgnąłem
się na posadzce i wpadłem głową do wody.
Zaraz…
Nie, nie poślizgnąłem się! Ktoś
mnie
pociągnął.
Gdy
wynurzyłem głowę z wody, napotkałem wielki uśmiech Feliksa.
-Hehe,
nabrałem cię, co? - zaśmiał się.
-To
NIE było śmieszne - warknąłem. Całe moje ciało znajdowało się
w wodzie; leżałem na Feliksie…
O
cholera.
Przecież
on był nagi.
Czym
prędzej zacząłem gramolić się z wanny, ale Feliks złapał mnie
za koszulkę i przyciągnął do siebie.
-Heej,
dokąd to? - zapytał się uwodzicielskim głosem, mrużąc oczy.
Przyciągnął mnie bliżej.
Czułem, że się czerwienię, i to nie
tylko z powodu gorącej wody.
-E-ej,
Feliks, to nie jest śmieszne! - zaprotestowałem.
-Nie
ma być śmieszne - Feliks pociągnął mnie do siebie jeszcze
mocniej; to już było
bardzo
dziwne.
Mój zdrowy rozsądek kazał natychmiast mi się stąd wynieść,
ale jakaś część mnie trzymała mnie dalej w bezruchu.
-Bo
wiesz… - Feliks zbliżył się jeszcze bardziej; mogłem policzyć
krople wody na jego rzęsach - w sumie to cię totalnie lubię.
Gwałtownie
pociągnął mnie za koszulkę i poleciałem do przodu.
I
naprawdę nie wiem, jak moje usta mogły znaleźć się na jego.
Blondyn
objął mnie rękami.
Nie!,
wrzeszczał mój rozum.
Tak!,
krzyczało serce.
-Co
się tu do cholery dzieje?! - wrzeszczał Arthur, stojąc na progu
łazienki.
***
Cisza,
jaka potem zaległa, była tak bardzo krępująca, że miałem ochotę
wyskoczyć przez okno. I może naprawdę bym to zrobił, gdyby
najpierw nie odezwał się Feliks.
-Nic
nie widziałeś, okej?
Arthur
był bliski wybuchu:
-Cholera
jasna! - wrzasnął. - Jak niby nic nie widziałem?!
-E-ej,
spokojnie - spróbowałem załagodzić sytuację. Arthur rzucił mi
spojrzenie spode łba, ale posłusznie ściszył głos.
-Podsumowujmy
fakty - zaczął. - Po pierwsze, Fela to Feliks.
-Zgadza
się - rzucił od niechcenia blondyn, wpatrując się w swoje
paznokcie zupełnie bez żadnego krępowania się. Naprawdę,
czy on nie ma wstydu?,
zastanawiałem się.
-Po
drugie - Arthur wskazał mnie palcem - wy jesteście parą.
-Nie!
- zaprotestowałem, ale w tym samym momencie Feliks wrzasnął:
-Tak!
Zielonowłosy
spoglądał to na mnie, to na crosdressera. Westchnął ciężko.
-Czyli
jesteście parą.
-Nie!
- znowu zaprzeczyłem.
-Ach…
- Arthur spojrzał na mnie surowo. - Czyli to, że leżysz z
nim
w
wannie i całujesz się z nim nie znaczy, że jesteście parą…
-Emm…
- zaczerwieniłem się. - Wiem, jak to brzmi, ale naprawdę my nic…
-A
właśnie, że tak - wtrącił znowu Feliks, jakby od niechcenia.
-Co...?
-Jeśli
jesteś na tyle tępy, żeby nie zrozumieć, co czuję, to naprawdę
źle wybrałem, ale cóż; podobasz mi się i tego nie zmienię -
warknął blondyn. Zamrugałem parę razy.
-Acha,
czyli udawanie samobójstwa i pocałowanie mnie z zaskoczenia było
twoim sposobem wyrażania miłości? - zapytałem.
-No,
chyba tak.
-I
to, co zabarwiło wodę, to był sok pomidorowy, nie?
-Uch…
Tak. -Feliks przewrócił oczami. - Jesteś zupełnie pozbawiony
romantyczności, wiesz?
-W-wcale
nie!
-Ej,
gołąbeczki-gejeczki, może byście się nie kłócili jak stare
dobre małżeństwo przed moimi oczami, dobrze? - wtrącił Arthur.
-Nie
kłócimy się jak małżeństwo! - wrzasnęliśmy jednocześnie ja i
Feliks.
Arthur
westchnął ciężko i pokręcił głową.
-Chyba
was zostawię samych… - powiedział słabym głosem. - To jednak
dla mnie trochę za dużo. Pogadamy jutro, dobra?
Nie
czekając na naszą odpowiedź, wybiegł z pokoju tak szybko, jak
było to możliwe.
-No,
przynajmniej tyle… - mruknąłem do siebie. - Przynajmniej nie
będzie zadawał niewygodnych pytań…
Napotkałem
wzrok Feliksa i zmarłem.
Patrzył
się na mnie, jakby miał zamiar na mnie skoczyć z ukrycia, ale w
porę się zorientowałem i teraz cały jego misterny plan legł w
gruzach, przez co nie był zbyt zadowolony. -
-Ech,
o co…? - zapytałem nerwowo. Feliks z wielkim rozczarowaniem na
twarzy odwrócił wzrok.
-Nic…
chciałem tylko powiedzieć, że...
Zaczerwienił
się. Czułem się z tym co najmniej niekomfortowo, co może było
spowodowane tym, że w sumie był tylko owinięty w ręcznik.
-O
co chodzi? - zapytałem znowu.
-No…
- popatrzył na swoje stopy, zażenowany.
-Powiesz
mi czy nie? - zniecierpliwiłem się.
-Ja…
powiem. - Podniósł głowę; dalej był zarumieniony, ale tym razem
jego oczy błyszczały z przejęcia.
-Co
powiesz? - zapytałem znowu, dalej nie rozumiejąc, o co mu tak do
końca chodzi.
-Powiem
Gilbertowi! - zrobił krok w moją stronę, zmniejszając dzielący
nas dystans. - Powiem mu, że nie chcę z nim być, że go
oszukiwałem… Że chcę być z tobą! - Zbliżył się jeszcze
bardziej. Nie zauważyłem tego wcześniej, ale był niższy ode mnie
o jakieś dziesięć centymetrów; musiałby stanąć na palcach,
żeby być na poziomie moich oczu.
Urocze.
Zawsze lubiłem niskie dziewczyny…
DZIEWCZYNY.
-Ech,
Feliks… - zacząłem powoli.
-Hm?
-Tylko
ja nie chcę być z tobą.
Zamarł,
zszokowany. jego oczy otworzyły się szeroko z niedowierzania.
-To
nie tak, że cię nie lubię czy coś - dodałem szybko. - Ja po
prostu… nie lubię facetów. Nie tak, jak ty. Ja…
Zaciąłem
się. Nie potrafiłem wykrztusić słowa; te wielkie, zielone oczy
były zbyt przenikliwe.
Wyglądał, jakbym dał mu w twarz. Byłem
pewien, że za chwilę te oczy napełnią się łzami i że blondyn
rozryczy się.
Ale
się przeliczyłem.
-Uch.
Jasne - mruknął tylko i odwrócił wzrok. -Ale i tak mam zamiar mu
to powiedzieć. Nawet jeżeli ty nie chcesz być ze mną, to ja już
dłużej nie chcę być z Gilbertem.
-Uch…
Okej.
Zapadła
niezręczna cisza; nie wiedziałem kompletnie, co mam ze sobą
zrobić. W końcu zdecydowałem, że się przebiorę z tych mokrych
ciuchów i pójdę spać. Odruchowo ściągnąłem koszulkę przez
głowę, ale zaraz tego pożałowałem.
Feliks
wpatrywał się we mnie szeroko otwartymi oczami, analizując
dokładnie każdy odsłonięty kawałek mojego ciała. Zaczerwieniłem
się.
-Nie
gap się tak!
-Prze-przepraszam…
- mruknął blondyn, ale wyraźnie nie miał zamiaru przestać
wlepiać we mnie gały. - Po prostu… wyglądasz bosko.
Podszedł
blisko, za blisko; niemal stykaliśmy się klatką piersiową. Feliks
położył swoją dłoń na wysokości mojego serca.
Miał
ciepłe dłonie.
-Przestań
- powiedziałem. Jakaś część mnie buntowała się, nie chciała
tego, ale zdrowy rozsądek wziął górę. Jeśli teraz się zawaham,
dam mu nadzieję. A to najokrutniejsze, co mógłbym mu zrobić;
lepiej zastanowić się najpierw nad sobą samym, a dopiero potem
mieszać w to innych ludzi.
Zwłaszcza
Feliksa.
Jego
dłoń drgnęła, ale nie zabrał jej.
-Słyszysz,
co powiedziałem? - zapytałem twardo.
-Nie
jestem głuchy - warknął. - Po prostu… Daj mi tak zostać chwilę.
Bum-bum.
Bum-bum.
Musiał
czuć, jak szybko moje serce biło; czułem się bezbronny, zupełnie
jakby Feliks dotykał jakieś części
nie mojego ciała, ale wręcz duszy
-
jakby mnie delikatnie poznawał, nie nachalnie, ale skutecznie
analizował każdą cząstkę mojej osoby.
Dziwne
uczucie… Ale nie nieprzyjemne.
-Poczekam
- powiedział Feliks, znowu podnosząc wzrok.
-Co?
-Poczekam.
Po prostu. Nie musisz się śpieszyć.
Spuścił
głowę i oparł swoją brodę na moim obojczyku. Był blisko; czułem
zapach jego włosów - ciepły, kojarzący się ze słońcem; tak
pachniało lato, tak pachniały pola zboża.
-Przestań,
Feliks.
Odepchnąłem
go od siebie.
-Nie
masz an co czekać - warknąłem. - Ty wolisz facetów, ja nie.
prosta sprawa. Nie ma tu żadnego “później”.
-Nie
kłam - mruknął cicho. - Gdybyś naprawdę nic nie czuł, nie
smakowałbyś tak słodko.
Na
to nie potrafiłem znaleźć odpowiedzi.
***
Następne
dni nie są warte opisywania.
Starałem
się trzymać od Feliksa tak daleko, jak to tylko możliwe, a blondyn
na szczęście nie naciskał na żadne spotkania. Widzieliśmy się
tylko rano i wieczorem - wymienialiśmy ze sobą tylko “Dzień
dobry” i “dobranoc”, po czym zaraz wracaliśmy do swoich zajęć.
Ja spędzałem dnie na rozmowach z Arthurem; zaczął mnie uczyć
grać na gitarze, a ja nawet szybko łapałem o co chodzi. Ale gdy
nie byłem zajęty czymkolwiek, do moich myśli natychmiast powracał
Feliks.
To,
co zrobił.
Jego
włosy, oczy, zapach.
Czułem
się okropnie, ale nie mogłem nic zrobić.
Nic.
Mogłem
tylko czekać, aż ta głupia wycieczka się skończy; mogłem tylko
patrzeć i próbować nie zauważyć, że Feliks ma oczy
zaczerwienione od płaczu, kiedy budzi się rano; mogłem próbować
nie słuchać, gdy Katyusha, przyjaciółka Feliksa mówi do swojej
siostry, że Fela jest bardzo przygnębiona i nie wie, co robić…
Mogłem
tylko czekać, grać na gitarze, śpiewać.
Dziwny
jest ten świat,
gdzie
jeszcze wciąż
mieści
się wiele zła.
I
dziwne jest to,
że
od tylu lat
człowiekiem
gardzi człowiek.
Dziwny
ten świat,
świat
ludzkich spraw,
czasem
aż wstyd przyznać się.
A
jednak często jest,
że
ktoś słowem złym
zabija
tak, jak nożem…
"gołąbeczki-gejeczki" Rozwaliło mnie to xD
OdpowiedzUsuńOpowiadanie super, trochę smutna część, ale piękna.
Weny życzę~~
Jak zobaczyłam na fejsie jak napisałaś, że nowy rozdział to aż mi serce zaczęło szybko bić i taka myśl: "Co z Feliksem?" itd. XD A co do odcinka to super jak zwykle <3
OdpowiedzUsuń