No,
może nie powinienem to ująć w inny sposób; chociaż byliśmy…
parą…
to
właściwie nic nie mogliśmy z tym zrobić. Feliks dalej był z
Gilbertem, ja dalej grałem w zespole; nie mieliśmy dla siebie tyle
czasu, ile chcieliśmy, bo musieliśmy unikać jakichkolwiek
podejrzeń - ze strony naszych znajomych i moich rodziców.
Ale
były momenty - za rzadko - kiedy mieliśmy czas. Wtedy wydawało
się, jak wielkim idiotą jestem - byłem zbyt nieśmiały, by zrobić
cokolwiek, nawet złapać go za ręce. Na szczęście Feliks nie
chciał niczego więcej; czuł się ze mną dobrze i dawał mi o tym
znać. Byliśmy dziwną parą… Gadaliśmy w jego domu o wszystkim i
o niczym - jakieś bzdury, cokolwiek; słowa nie miały znaczenia,
tak długo, jak druga osoba była obok. Czasami siedzieliśmy po
prostu w ciszy ze złączonymi dłońmi.
Większość
par pewnie tak nie robi. Większość par pewnie gdy tylko może
całuje się albo coś w tym stylu. U nas nie było czegoś takiego -
po tych paru pocałunkach u mnie w domu....
Ale
byliśmy razem i to było najważniejsze.
Co
prowadzi mnie do kolejnego problemu - co ja właściwie robię?!
Och,
i był przecież jeszcze jeden kłopot. Nazywał się Gilbert.
Feliks
musiał z nim zerwać, to nie ulegało wątpliwości. Ale jak ten
idiota na to zareaguje? Znowu spróbuje zrobić mu krzywdę? Byłby
do tego zdolny. Więc jedynym sposobem, by się odczepił od Feliksa,
było powiedzenie mu prawdy - że jego dziewczyna jest facetem.
Nie
najlepsze rozwiązanie, prawda?
Ale
niestety nie było innego. Feliks podjął decyzję, że się przyzna
przed Gilbertem, a w konsekwencji przed całą szkołą. Ciekawe, jak
zareagują jego przyjaciele - czy z nim zostaną, czy go odrzucą?
Obawiałem
się, że to drugie. Ludzie nie są jednak aż
tak tolerancyjni.
I - znowuż - problem. Tym razem mój.
Przecież
jeśli Feliks się przyzna do swojej prawdziwiej płci - a ja z nim
będę - to automatycznie też zostanę wrzucony do przegródki z
napisem “pedał”. NIKT nie będzie chciał mnie dłużej znać,
byłem tego pewien. No, może poza Arthurem - on przecież już
wiedział, ale nie robił z tego powodu jakiejś histerii.
Swoją
drogą, ciekawe, dlaczego. Czy on też był…
Ej,
to nie byłoby nawet takie głupie.
-Toris,
kurde, skup się!
-Och,
przepraszam - mruknąłem i potrząsnąłem głową.
-Znowu
się spóźniłeś z wejściem! - Arthur przewrócił oczami, jak to
on miał w zwyczaju. - Śpiewaj porządnie! Doceniam, że na nikogo
nie próbujesz się rzucić jak ostatnio, ale musisz się ogarnąć,
jeśli chcesz serio zagrać ten koncert.
-Przepraszam…
- mruknąłem jeszcze raz; mikrofon wzmocnił mój głos tysiąc
razy.
-Wiesz,
jak długo mi zabrało, by ich przekonać, więc tego nie spieprz!
-Wiem,
przepraszam! - odetchnąłem. - Możemy spróbować jeszcze raz?
Arthur
nie odpowiedział; zamiast tego zaczął grać intro jeszcze raz,
jakby szkoda było mu słów na tą rozmowę. Taki już był; nie
lubił za dużo gadać - chyba że kogoś opieprzał, wtedy potrafił
okazać niesamowitą energię - wolał się wyrażać przez muzykę.
W sumie mogłem go zrozumieć; niektórych rzeczy nie można wyrazić
inaczej.
Hear
the sound of the falling rain
Coming
down like an Armageddon flame
The
shame, the ones who died without a name
Hear
the dogs howling out of key
To
a hymn called "Faith and Misery"
And
bleed, the company lost the war today…
Śpiewałem
jak zwykle; jak zwykle zamknąłem oczy i dałem się porwać temu
czemuś, co pozwalało mi zapomnieć o wszystkim; o problemach, o
całym świecie, jakbym był tylko ja i melodia. Świetne uczucie.
Zagraliśmy
jeszcze parę piosenek, aż wreszcie Arthur dał nam spokój.
-No,
teraz jesteśmy wreszcie gotowi - pokiwał głową z uznaniem. -
Dobra robota. Może nie damy ciała.
-Heh,
dzięki. Pocieszyłeś mnie - warknął Francis.
-Och,
denerwujesz się? - zapytałem. Francuz popatrzył na mnie zdziwiony,
po czym wyszczerzył do mnie zęby.
-Nic
a nic. Muszę trochę ponarzekać, żeby nasz Angol za bardzo się
nie rządził.
-Przypominam,
że to JA załatwiłem nam koncert w barze. Żaden z was nie miał
zamiaru pomóc mi w zamawianiem tego, wszyscy mi mówiliście, że
nie zatrudnią takiej bandy smarkaczy jak my, a tu proszę! I co?
-Jajco
- przerwał mu Francis. - Wyluzuj, stary. Doceniamy, co zrobiłeś,
naprawdę. Ale nie musisz tak drzeć mordy o wszystko.
Zielonowłosy
prychnął.
-Liczę
na was! To tylko tydzień, więc musimy się ogarnąć! Będziemy
grać bez przerwy blisko cztery godziny, więc musimy ćwiczyć, jak
możemy.
-Nie
martw się, Arthur-san - powiedział cicho Kiku. - Zrobimy wszystko,
co w naszej mocy.
-Jasne
- dodałem, a Francis potaknął. Na ustach Arthura pojawił się
lekki uśmiech.
-Do
jutra! -pożegnał się, wychodząc z sali.
***
-...
i wiesz, będę miał koncert - zakończyłem. Feliksowi oczy mało
nie wyszły z orbit.
-To
świetnie! - uśmiechnął się. - Będziecie mogli się pokazać
większej ilości osób, to na pewno przyda się wam w przyszłej
karierze!
-Ech…
Feliks, ale ja nie zamierzam mieć żadnej “kariery” w tym
zespole - mruknąłem. Blondyn zmarszczył brwi.
-Z
takim głosem? Nie żartuj - pokręcił głową. Westchnąłem, ale
nie zamierzałem się z nim kłócić.
Byliśmy
u niego w domu, w jego pokoju. Wcześniej, gdy byłem u niego na
imprezie, nie miałem okazji zobaczyć tego pomieszczenia, ale teraz
mogłem zobaczyć je w pełniej krasie. Szczerze mówiąc,
spodziewałem się różowych ścian, przyprószonych obficie
brokatem - coś w stylu “pokój małej księżniczki” - ale się
przeliczyłem. Ściany były co prawda faktycznie różowe, ale nie
jaskrawe; pokój był prosty, wygodny - i trochę zabałaganiony, ale
to nie było przecież nic niezwykłego. Co dziwne, w pokoju blondyna
było dużo książek - spodziewałem się, że to taki tym, który
nie czyta za dużo, a tu proszę. Miałem wrażenie, że Feliks
zaskoczy mnie jeszcze nie raz.
-Feliks…
-Mmm?
-Kiedy
masz zamiar powiedzieć… no wiesz?
-Gilbertowi?
- zapatrzył się w pustkę. - Nie wiem… Kiedyś.
-Nie
to, żebym był zazdrosny, ale wolałbym, żebyś zerwał z nim
najszybciej, jak to możliwe - mruknąłem. Feliks uśmiechnął się
do mnie.
-Heh,
totalnie jesteś
zazdrosny.
-Nie!
- zaprzeczyłem, kręcąc głową. Blondyn roześmiał się.
-Jesteś
uroczy, wiesz?
Ty
jesteś,
chciałem, odwarknąć, ale nie mogło mi to przejść przez gardło.
Pokręciłem tylko głową i wtedy mój wzrok napotkał zdjęcie
leżące na biurku. Zdjęcie Feliksa i Gilberta, obejmujących się,
szczęśliwych… Dziwne, że nie zauważyłem go wcześniej.
-Kochałeś
go, prawda? - zapytałem. Feliks spojrzało na mnie pytająco. Szybko
dodałem: - W sensie, Gilberta.
-Ach…
Spojrzał
na swoje stopy; cała wesołość wyparowała z niego jak za
dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Poczułem się winny, że go
spytałem.
-Jak
chcesz, nie musisz mi odpowiadać… - zacząłem, ale Feliks mi
przerwał:
-Tak…
kochałem go, przynajmniej na początku - opowiedział mi, podnosząc
na mnie wzrok. jego oczy znów stały się ciemne, jak zawsze, gdy
był przygnębiony. Nie lubiłem, gdy tak się działo, ale szczerze
muszę przyznać, że podobały mi się wtedy jego oczy; stawały się
głębokie, tajemnicze, jakby Feliks miał naprawdę sporo do
ukrycia. I pewnie tak było…
-Kochałem,
ale bałem się powiedzieć mu prawdę, bo na pewno by mnie odrzucił.
A potem… byłeś ty - dodał, a na jego ustach pojawił się
delikatny uśmieszek, ale oczy pozostały ciemne. - Tobie
powiedziałem to od razu… Dziwne, zwykle jestem bardzo nieśmiały
wobec nowych osób…
-Nie
odrzucił bym cię.
-Ech?
-Nawet
gdybym nie wiedział… To nie odrzucił bym cię - mruknąłem.
Feliks zamrugał parę razy oczami, zdziwiony, ale zaraz roześmiał
się; jego oczy z powrotem pojaśniały.
-Haha,
Toris! Jesteś naprawdę zabawny! Powiedzieć coś takiego, i to na
trzeźwo! - złapał się za brzuch i wybuchnął śmiechem.
-Po
prostu mówię, co myślę! - oburzyłem się, a na mojej twarzy
pojawił się rumieniec.
-Jesteś
caaały czerwony! - zachichotał znów Feliks. - Boże, nie
wytrzymam!
-To
WCALE nie jest śmieszne!
Feliks
uśmiechnął się złośliwie.
-Przestanę,
jeśli dasz mi całusa!
Jeśli
wcześniej byłem zarumieniony, to teraz moja twarz musiała być
czerwona jak burak.
-C-co?!
-To,
co usłyszałeś! No dawaaaj! - mruknął Feliks. Zarzucił mi się
na szyję i potarł nosem mój nos.
Z
wahaniem pochyliłem się i pocałowałem go w policzek.
-Wystarczy?
- zapytałem. Blondyn fuknął.
-Oczywiście,
że nie, idioto!
Pociągnął
mnie mocniej do siebie, aż nasze usta się zetknęły. Delikatnie.
-Toris,
mam pytanko - rzucił do mnie Feliks, gdy tylko przestał zajmować
swoje usta mną.
-Tak?
-Bo…
za niedługo będą święta - mruknął, jakby od niechcenia - i
wpadłem na zupełnie zafelisty pomysł…
-Zafelisty?
Jest takie słowo?
-Nie
czepiaj się pierdół - warknął, mierząc mnie zirytowanym
spojrzeniem, ale szybko uciekł wzrokiem. - Więc… Mam taki pomysł…
Co robisz na święta?
-Ech?
- zdziwiłem się. Feliks podniósł na mnie wzrok, badając moje
reakcje. - No, uch… Będę w domu z rodzicami, jak zwykle.
-Aaa…
- potaknął. - To już nic.
-Ej,
o co chodzi? - zapytałem, ale nie uzyskałem odpowiedzi; blondyn
nadal uciekał wzrokiem. - Ej, Feliks, mów, o co ci chodzi.
-Miałem
taki pomysł… - zaczął. - Bo ja jakby mam jeszcze jeden domek,
dość niedaleko, takie idealne miejsce na święta i sylwestra, to
może… - podniósł wzrok na mnie; był cały czerwony na twarzy. -
Może byśmy tam zostali na całą przerwę świateczną?!
-Łaał,
to fajny pomysł - ucieszyłem się. - To znaczy, muszę się
oczywiście zapytać rodziców, ale to nie powinien być problem, bo
cię uwielbiają.
-To…
Dobrze - mruknął. Roześmiałem się.
-Teraz ty jesteś
uroczy!
Feliks
posłał mi zaskoczone spojrzenie, ale także uśmiechnął się do
mnie.
***
-Czyli
chcesz całe święta być sam na sam w domku w jakiejś dziczy z
dziewczyną?
-Mamo…
- powiedziałem zbolałym głosem. - Wiem, jak to brzmi, ale tak, w
sumie o to mi chodzi.
-Uch,
no nie wiem… Nie wiem, czy to taki dobry pomysł… - popatrzyła
na mojego tatę, który wyglądał, jakby zaraz miał wybuchnąć
śmiechem. - Możecie sobie coś zrobić, no i jeszcze nie wiem, czy
wy naprawdę powinniście…
-Oj,
nie narzekaj już - rzucił ojciec z wielkim uśmiechem na twarzy. -
W sumie powinienem teraz odetchnąć z ulgą i powiedzieć: nareszcie
mój syn ma zamiar zrobić coś ze swoim życiem!
-Naprawdę
doceniam twoją szczerość, tato - mruknąłem.
-Ej,
bez takiej ironii do swojego ojca! - warknęła mama, na co
skrzyżowałem ręce na piersiach.
-Chcę
tylko wiedzieć, czy się zgadzacie. Muszę wiedzieć to teraz, żeby
powiedzieć Feli, bo w sumie chciała to wiedzieć już teraz;
wiecie, żeby przygotować żarcie i takie tam.
-Myślę,
że jedzenie będzie ostatnim, o co będziecie się martwić - dodał
tata, śmiejąc się pod nosem.
-Co
masz na myśli? - zapytałem.
-No,
cóż… Przynajmniej się zabezpieczcie, co?
-C-co?!
- zapytałem, a moja twarz zrobiła się czerwona. Na ten widok mój
tata odwrócił się do mamy i powiedział:
-I
widzisz, jednak dobrze mówiłem! Serio jest zakochany, i to po same
uszy!
-Tylko
zanim zrobicie gromadkę dzieci, daj nam z nią porozmawiać, dobrze?
- moja mama uśmiechnęła się lekko.
-D-dobrze…
- mruknąłem. Boże, jak ja nienawidziłem rozmawiać
z moimi rodzicami na takie
tematy.
No
cóż, ale przynajmniej się zgodzili. Nie musiałem się o nic
martwić w związku z wyjazdem; Feliks był zaskakująco ogarnięty i
potrafił zorganizować wszystko tak, żebyśmy nie umarli z głody
ani nie zgubili się na prostej drodze, co w moim przypadku nie
byłoby czymś zaskakującym.
Heh, ale ja byłem przypadkiem wyjątkowym…
W
każdym razie zapowiadało się coś fajnego dla nas obu. Tak
strasznie romantycznie, że w głupim hollywoodzkim filmie nie
wymyśliliby czegoś równie głupiego.
Przed
nami były jeszcze tydzień - tydzień małego, szkolnego piekiełka;
tydzień uciekania przed Gilbertem i tydzień prób do koncertu…
Zapowiadała
się naprawdę genialna przerwa świąteczna.
Gyaaa! Ale długo mi zeszło tym razem na napisanie tego! Przepraszam, ale caały weekend nie maiłam dostępu do komputera :c W każdym razie! Szykuje się parę ważnych wydarzeń - Toris i Feliks będą mieli pełne ręce roboty... Pozdrawiam! :D
mró:)) Czekam na kolejny rozdział ^^
OdpowiedzUsuńHeeej!! Przepraszam, że dopiero teraz komentuje, ale czytam ogólnie w nocy i jestem zbyt padnięta aby to zrobić, ale dziś czuje się na siłach ^^
OdpowiedzUsuńTa historia mnie wciągnęła. Aż gryzę własne pięści aby nie pobudzić rodziców ze śmiechu ;)
Ciekawi mnie Arthur... mam podejrzenia jak Toris, ale to przecież tylko domysły :)
I jak zareaguje Gilbert na wieść, że dziewczyna z którą był rok jest facetem? przewiduje kolejne oklepanie ryja Torisa ;)
I czemu zdanie "Toris i Feliks będą mieli pełne ręce roboty" tak bardzo mi się skojarzyło? (Ah to pewnie mój umysł skażony yaoi ^^)
ale nie mogę się doczekać i obiecuje w miarę możliwości komentować od dziś każdy rozdział ;)
Pozdrawiam ;)