wtorek, 17 marca 2015

Rozdział IX

   Chociaż zmieniło się wszystko, nic się nie zmieniło.
   No, może nie powinienem to ująć w inny sposób; chociaż byliśmy… parąto właściwie nic nie mogliśmy z tym zrobić. Feliks dalej był z Gilbertem, ja dalej grałem w zespole; nie mieliśmy dla siebie tyle czasu, ile chcieliśmy, bo musieliśmy unikać jakichkolwiek podejrzeń - ze strony naszych znajomych i moich rodziców.
   Ale były momenty - za rzadko - kiedy mieliśmy czas. Wtedy wydawało się, jak wielkim idiotą jestem - byłem zbyt nieśmiały, by zrobić cokolwiek, nawet złapać go za ręce. Na szczęście Feliks nie chciał niczego więcej; czuł się ze mną dobrze i dawał mi o tym znać. Byliśmy dziwną parą… Gadaliśmy w jego domu o wszystkim i o niczym - jakieś bzdury, cokolwiek; słowa nie miały znaczenia, tak długo, jak druga osoba była obok. Czasami siedzieliśmy po prostu w ciszy ze złączonymi dłońmi.
   Większość par pewnie tak nie robi. Większość par pewnie gdy tylko może całuje się albo coś w tym stylu. U nas nie było czegoś takiego - po tych paru pocałunkach u mnie w domu....
   Ale byliśmy razem i to było najważniejsze.
   Co prowadzi mnie do kolejnego problemu - co ja właściwie robię?!
   Och, i był przecież jeszcze jeden kłopot. Nazywał się Gilbert.
   Feliks musiał z nim zerwać, to nie ulegało wątpliwości. Ale jak ten idiota na to zareaguje? Znowu spróbuje zrobić mu krzywdę? Byłby do tego zdolny. Więc jedynym sposobem, by się odczepił od Feliksa, było powiedzenie mu prawdy - że jego dziewczyna jest facetem.
   Nie najlepsze rozwiązanie, prawda?
   Ale niestety nie było innego. Feliks podjął decyzję, że się przyzna przed Gilbertem, a w konsekwencji przed całą szkołą. Ciekawe, jak zareagują jego przyjaciele - czy z nim zostaną, czy go odrzucą?
Obawiałem się, że to drugie. Ludzie nie są jednak aż tak tolerancyjni. I - znowuż - problem. Tym razem mój.
    Przecież jeśli Feliks się przyzna do swojej prawdziwiej płci - a ja z nim będę - to automatycznie też zostanę wrzucony do przegródki z napisem “pedał”. NIKT nie będzie chciał mnie dłużej znać, byłem tego pewien. No, może poza Arthurem - on przecież już wiedział, ale nie robił z tego powodu jakiejś histerii.
   Swoją drogą, ciekawe, dlaczego. Czy on też był…
   Ej, to nie byłoby nawet takie głupie.
   -Toris, kurde, skup się!
   -Och, przepraszam - mruknąłem i potrząsnąłem głową.
   -Znowu się spóźniłeś z wejściem! - Arthur przewrócił oczami, jak to on miał w zwyczaju. - Śpiewaj porządnie! Doceniam, że na nikogo nie próbujesz się rzucić jak ostatnio, ale musisz się ogarnąć, jeśli chcesz serio zagrać ten koncert.
    -Przepraszam… - mruknąłem jeszcze raz; mikrofon wzmocnił mój głos tysiąc razy.
   -Wiesz, jak długo mi zabrało, by ich przekonać, więc tego nie spieprz!
   -Wiem, przepraszam! - odetchnąłem. - Możemy spróbować jeszcze raz?
   Arthur nie odpowiedział; zamiast tego zaczął grać intro jeszcze raz, jakby szkoda było mu słów na tą rozmowę. Taki już był; nie lubił za dużo gadać - chyba że kogoś opieprzał, wtedy potrafił okazać niesamowitą energię - wolał się wyrażać przez muzykę. W sumie mogłem go zrozumieć; niektórych rzeczy nie można wyrazić inaczej.



   Hear the sound of the falling rain
   Coming down like an Armageddon flame
   The shame, the ones who died without a name


   Hear the dogs howling out of key
   To a hymn called "Faith and Misery"
   And bleed, the company lost the war today



   Śpiewałem jak zwykle; jak zwykle zamknąłem oczy i dałem się porwać temu czemuś, co pozwalało mi zapomnieć o wszystkim; o problemach, o całym świecie, jakbym był tylko ja i melodia. Świetne uczucie.
   Zagraliśmy jeszcze parę piosenek, aż wreszcie Arthur dał nam spokój.
   -No, teraz jesteśmy wreszcie gotowi - pokiwał głową z uznaniem. - Dobra robota. Może nie damy ciała.
   -Heh, dzięki. Pocieszyłeś mnie - warknął Francis.
   -Och, denerwujesz się? - zapytałem. Francuz popatrzył na mnie zdziwiony, po czym wyszczerzył do mnie zęby.
   -Nic a nic. Muszę trochę ponarzekać, żeby nasz Angol za bardzo się nie rządził.
   -Przypominam, że to JA załatwiłem nam koncert w barze. Żaden z was nie miał zamiaru pomóc mi w zamawianiem tego, wszyscy mi mówiliście, że nie zatrudnią takiej bandy smarkaczy jak my, a tu proszę! I co?
   -Jajco - przerwał mu Francis. - Wyluzuj, stary. Doceniamy, co zrobiłeś, naprawdę. Ale nie musisz tak drzeć mordy o wszystko.
   Zielonowłosy prychnął.
   -Liczę na was! To tylko tydzień, więc musimy się ogarnąć! Będziemy grać bez przerwy blisko cztery godziny, więc musimy ćwiczyć, jak możemy.
   -Nie martw się, Arthur-san - powiedział cicho Kiku. - Zrobimy wszystko, co w naszej mocy.
   -Jasne - dodałem, a Francis potaknął. Na ustach Arthura pojawił się lekki uśmiech.
   -Do jutra! -pożegnał się, wychodząc z sali.



***



   -... i wiesz, będę miał koncert - zakończyłem. Feliksowi oczy mało nie wyszły z orbit.
   -To świetnie! - uśmiechnął się. - Będziecie mogli się pokazać większej ilości osób, to na pewno przyda się wam w przyszłej karierze!
   -Ech… Feliks, ale ja nie zamierzam mieć żadnej “kariery” w tym zespole - mruknąłem. Blondyn zmarszczył brwi.
   -Z takim głosem? Nie żartuj - pokręcił głową. Westchnąłem, ale nie zamierzałem się z nim kłócić.
Byliśmy u niego w domu, w jego pokoju. Wcześniej, gdy byłem u niego na imprezie, nie miałem okazji zobaczyć tego pomieszczenia, ale  teraz mogłem zobaczyć je w pełniej krasie. Szczerze mówiąc, spodziewałem się różowych ścian, przyprószonych obficie brokatem - coś w stylu “pokój małej księżniczki” - ale się przeliczyłem. Ściany były co prawda faktycznie różowe, ale nie jaskrawe; pokój był prosty, wygodny - i trochę zabałaganiony, ale to nie było przecież nic niezwykłego. Co dziwne, w pokoju blondyna było dużo książek - spodziewałem się, że to taki tym, który nie czyta za dużo, a tu proszę. Miałem wrażenie, że Feliks zaskoczy mnie jeszcze nie raz.
   -Feliks…
   -Mmm?
   -Kiedy masz zamiar powiedzieć… no wiesz?
   -Gilbertowi? - zapatrzył się w pustkę. - Nie wiem… Kiedyś.
   -Nie to, żebym był zazdrosny, ale wolałbym, żebyś zerwał z nim najszybciej, jak to możliwe - mruknąłem.    Feliks uśmiechnął się do mnie.
   -Heh, totalnie jesteś zazdrosny.
   -Nie! - zaprzeczyłem, kręcąc głową. Blondyn roześmiał się.
   -Jesteś uroczy, wiesz?
   Ty jesteś, chciałem, odwarknąć, ale nie mogło mi to przejść przez gardło. Pokręciłem tylko głową i wtedy mój wzrok napotkał zdjęcie leżące na biurku. Zdjęcie Feliksa i Gilberta, obejmujących się, szczęśliwych… Dziwne, że nie zauważyłem go wcześniej.
   -Kochałeś go, prawda? - zapytałem. Feliks spojrzało na mnie pytająco. Szybko dodałem: - W sensie, Gilberta.
   -Ach…
   Spojrzał na swoje stopy; cała wesołość wyparowała z niego jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Poczułem się winny, że go spytałem.
   -Jak chcesz, nie musisz mi odpowiadać… - zacząłem, ale Feliks mi przerwał:
   -Tak… kochałem go, przynajmniej na początku - opowiedział mi, podnosząc na mnie wzrok. jego oczy znów stały się ciemne, jak zawsze, gdy był przygnębiony. Nie lubiłem, gdy tak się działo, ale szczerze muszę przyznać, że podobały mi się wtedy jego oczy; stawały się głębokie, tajemnicze, jakby Feliks miał naprawdę sporo do ukrycia. I pewnie tak było…
   -Kochałem, ale bałem się powiedzieć mu prawdę, bo na pewno by mnie odrzucił. A potem… byłeś ty - dodał, a na jego ustach pojawił się delikatny uśmieszek, ale oczy pozostały ciemne. - Tobie powiedziałem to od razu… Dziwne, zwykle jestem bardzo nieśmiały wobec nowych osób…
   -Nie odrzucił bym cię.
   -Ech?
   -Nawet gdybym nie wiedział… To nie odrzucił bym cię - mruknąłem. Feliks zamrugał parę razy oczami, zdziwiony, ale zaraz roześmiał się; jego oczy z powrotem pojaśniały.
   -Haha, Toris! Jesteś naprawdę zabawny! Powiedzieć coś takiego, i to na trzeźwo! - złapał się za brzuch i wybuchnął śmiechem.
   -Po prostu mówię, co myślę! - oburzyłem się, a na mojej twarzy pojawił się rumieniec.
   -Jesteś caaały czerwony! - zachichotał znów Feliks. - Boże, nie wytrzymam!
   -To WCALE nie jest śmieszne!
   Feliks uśmiechnął się złośliwie.
   -Przestanę, jeśli dasz mi całusa!
   Jeśli wcześniej byłem zarumieniony, to teraz moja twarz musiała być czerwona jak burak.
   -C-co?!
   -To, co usłyszałeś! No dawaaaj! - mruknął Feliks. Zarzucił mi się na szyję i potarł nosem mój nos.
   Z wahaniem pochyliłem się i pocałowałem go w policzek.
   -Wystarczy? - zapytałem. Blondyn fuknął.
   -Oczywiście, że nie, idioto!
   Pociągnął mnie mocniej do siebie, aż nasze usta się zetknęły. Delikatnie.
   -Toris, mam pytanko - rzucił do mnie Feliks, gdy tylko przestał zajmować swoje usta mną.
   -Tak?
   -Bo… za niedługo będą święta - mruknął, jakby od niechcenia - i wpadłem na zupełnie zafelisty pomysł…
   -Zafelisty? Jest takie słowo?
   -Nie czepiaj się pierdół - warknął, mierząc mnie zirytowanym spojrzeniem, ale szybko uciekł wzrokiem. - Więc… Mam taki pomysł… Co robisz na święta?
   -Ech? - zdziwiłem się. Feliks podniósł na mnie wzrok, badając moje reakcje. - No, uch… Będę w domu z rodzicami, jak zwykle.
   -Aaa… - potaknął. - To już nic.
   -Ej, o co chodzi? - zapytałem, ale nie uzyskałem odpowiedzi; blondyn nadal uciekał wzrokiem. - Ej, Feliks, mów, o co ci chodzi.
   -Miałem taki pomysł… - zaczął. - Bo ja jakby mam jeszcze jeden domek, dość niedaleko, takie idealne miejsce na święta i sylwestra, to może… - podniósł wzrok na mnie; był cały czerwony na twarzy. - Może byśmy tam zostali na całą przerwę świateczną?!
   -Łaał, to fajny pomysł - ucieszyłem się. - To znaczy, muszę się oczywiście zapytać rodziców, ale to nie powinien być problem, bo cię uwielbiają.
   -To… Dobrze - mruknął. Roześmiałem się.
   -Teraz ty jesteś uroczy!
   Feliks posłał mi zaskoczone spojrzenie, ale także uśmiechnął się do mnie.



***



   -Czyli chcesz całe święta być sam na sam w domku w jakiejś dziczy z dziewczyną?
   -Mamo… - powiedziałem zbolałym głosem. - Wiem, jak to brzmi, ale tak, w sumie o to mi chodzi.
   -Uch, no nie wiem… Nie wiem, czy to taki dobry pomysł… - popatrzyła na mojego tatę, który wyglądał, jakby zaraz miał wybuchnąć śmiechem. - Możecie sobie coś zrobić, no i jeszcze nie wiem, czy wy naprawdę powinniście…
   -Oj, nie narzekaj już - rzucił ojciec z wielkim uśmiechem na twarzy. - W sumie powinienem teraz odetchnąć z ulgą i powiedzieć: nareszcie mój syn ma zamiar zrobić coś ze swoim życiem!
   -Naprawdę doceniam twoją szczerość, tato - mruknąłem.
   -Ej, bez takiej ironii do swojego ojca! - warknęła mama, na co skrzyżowałem ręce na piersiach.
   -Chcę tylko wiedzieć, czy się zgadzacie. Muszę wiedzieć to teraz, żeby powiedzieć Feli, bo w sumie chciała to wiedzieć już teraz; wiecie, żeby przygotować żarcie i takie tam.
   -Myślę, że jedzenie będzie ostatnim, o co będziecie się martwić - dodał tata, śmiejąc się pod nosem.
   -Co masz na myśli? - zapytałem.
   -No, cóż… Przynajmniej się zabezpieczcie, co?
   -C-co?! - zapytałem, a moja twarz zrobiła się czerwona. Na ten widok mój tata odwrócił się do mamy i powiedział:
   -I widzisz, jednak dobrze mówiłem! Serio jest zakochany, i to po same uszy!
   -Tylko zanim zrobicie gromadkę dzieci, daj nam z nią porozmawiać, dobrze? - moja mama uśmiechnęła się lekko.
   -D-dobrze… - mruknąłem. Boże, jak ja nienawidziłem rozmawiać z moimi rodzicami na takie tematy.
   No cóż, ale przynajmniej się zgodzili. Nie musiałem się o nic martwić w związku z wyjazdem; Feliks był zaskakująco ogarnięty i potrafił zorganizować wszystko tak, żebyśmy nie umarli z głody ani nie zgubili się na prostej drodze, co w moim przypadku nie byłoby czymś zaskakującym.
  Heh, ale ja byłem przypadkiem wyjątkowym…
   W każdym razie zapowiadało się coś fajnego dla nas obu. Tak strasznie romantycznie, że w głupim hollywoodzkim filmie nie wymyśliliby czegoś równie głupiego.
   Przed nami były jeszcze tydzień - tydzień małego, szkolnego piekiełka; tydzień uciekania przed Gilbertem i tydzień prób do koncertu…
   Zapowiadała się naprawdę genialna przerwa świąteczna.




Gyaaa! Ale długo mi zeszło tym razem na napisanie tego! Przepraszam, ale caały weekend nie maiłam dostępu do komputera :c W każdym razie! Szykuje się parę ważnych wydarzeń - Toris i Feliks będą mieli pełne ręce roboty... Pozdrawiam! :D


2 komentarze:

  1. mró:)) Czekam na kolejny rozdział ^^

    OdpowiedzUsuń
  2. Heeej!! Przepraszam, że dopiero teraz komentuje, ale czytam ogólnie w nocy i jestem zbyt padnięta aby to zrobić, ale dziś czuje się na siłach ^^
    Ta historia mnie wciągnęła. Aż gryzę własne pięści aby nie pobudzić rodziców ze śmiechu ;)
    Ciekawi mnie Arthur... mam podejrzenia jak Toris, ale to przecież tylko domysły :)
    I jak zareaguje Gilbert na wieść, że dziewczyna z którą był rok jest facetem? przewiduje kolejne oklepanie ryja Torisa ;)
    I czemu zdanie "Toris i Feliks będą mieli pełne ręce roboty" tak bardzo mi się skojarzyło? (Ah to pewnie mój umysł skażony yaoi ^^)
    ale nie mogę się doczekać i obiecuje w miarę możliwości komentować od dziś każdy rozdział ;)
    Pozdrawiam ;)

    OdpowiedzUsuń