Rozmyślania o Ivanie ciąg dalszy. Perspektywa Gilberta. Tym razem lekkie +18.
Zapraszam do czytania i komentowania!
To
nie jest miłość. To tylko cena, którą muszę zapłacić.
-
Mmm…
Będę
poświęcać swoje ciało tyle razy, ile będę musiał. Nienawidzę
tego, ale wciąż to robię; dla kogo? Dla moich ludzi? Brata?
-
Ach…
Nienawidzę
go, nienawidzę z całego serca. Obrzydza mnie to, co robi, w jaki
sposób mnie poniża. Gdybym tylko mógł, zniszczyłbym go.
-
Prusy, pokaż mi swoją twarz – powiedział. Nie odwracam się;
czuję na sobie świdrujące spojrzenie jego fioletowych oczu,
wbijające się we mnie jak nóż. - Powiedziałem: POKAŻ!
Łapie
mnie za włosy i siłą zmusza, bym na niego patrzył. Boli jak
cholera, syczę z bólu. Uśmiecha się triumfalnie.
-
Co, teraz będziesz już grzecznym chłopcem?
-
Pieprz się – warczę.
Poszerza
uśmiech.
-
Wedle życzenia.
To
boli, tak bardzo boli… Czy on naprawdę cieszy się z tego, że
zadaje mi ból? Czy naprawdę jest aż takim potworem?
Jęczy,
odchyla głowę do tyłu, przyspiesza. Ból jeszcze się zwiększa, a
on to zauważa. Uderza mnie w twarz raz. Drugi. Trzeci. Czuję słodki
smak krwi w ustach.
Pochyla
się, całuje mnie, kosztując mojej krwi; jego język w moich ustach
sprawia, że chce mi się wymiotować.
To
nie powinno tak być.
Kończy
szybko, tak, jakby usłyszał moje nieme błagania o litość. Pada
na mnie, zmęczony.
Jest
zimny jak lód.
-
Kocham cię – mówi. Jak zabawnie brzmią te słowa w jego ustach!
Chyba tylko on może gadać takie bzdury, których nie rozumie.
-
Nienawidzę cię – szepczę. - Może i masz mnie teraz, ale to nie
potrwa wiecznie. Kiedyś odejdę od ciebie i zemszczę się.
-
Nie pozwolę ci odejść.
Wbija
we mnie paznokcie. Za wszelką cenę nie chcę wydać z siebie
żadnego odgłosu, w ciszy znoszę to, jak przejeżdża paznokciami
po moim ciele, tworząc podłużne rany. To nic, szybko się zagoją.
Zostaną co najwyżej blizny.
-
Kocham cię. Kocham, kocham.
Czy
można powtarzać to tyle razy i ciągle kłamać?
Krew
kapie na prześcieradło.
Gdy
uznaje, że jestem wystarczająco poraniony, wtula się we mnie,
otacza ramieniem. Okrywa nas obu kołdrą. Chciałbym odejść, uciec
od niego jak najdalej, ale nie mogę się na to zdobyć. Dlaczego?
Przecież teraz już nic by mi nie zrobił. Mógłbym spróbować
delikatnie wyswobodzić się z jego objęć i zasnąć gdzie indziej,
ale nie mogę.
Jego
oddech uspokaja się, zapada w sen.
Patrzę
się na jego szyję pokrytą bliznami. Zwykle jej nie pokazuje –
zakrywa ją gruby szalik, prezent od siostry. Kto mu to zrobił i
dlaczego? Nigdy się tego nie dowiem. Ale mógłbym… mógłbym
zacisnąć ręce wokół tej szyi, patrzyć z satysfakcją, jak
rozpaczliwie próbuje nabrać powietrza w płuca. Nie, nie umrze od
tego, ale będzie czuł niesamowity ból. Kusząca propozycja. Tylko
nie jestem w stanie tego zrobić.
Nienawidzę
go, ale współczuję mu. Bo jeśli faktycznie mnie kocha, to musi go
boleć jeszcze bardziej niż mnie.
„Prawdziwa miłość jest raną. I tylko tak ją można odnaleźć w sobie, gdy czyjś ból boli człowieka jako jego ból."
Smutne... aż mnie w żołądku skręciło, serio...
OdpowiedzUsuńI do tego ta muzyka w tle, świetny klimat :D
Chociaż jak zwykle muszę ponarzekać na jedną rzecz - krótko!
Daj się nacieszyć twoimi dziełami, no!
Jak się cieszę, że wróciłam do Polski i mogę być na bieżąco :3
No to co, weny, czasu, chęci życzę i do następnego!